poniedziałek, 15 lutego 2010

Karaoke&Control&Vonda&Aktimel

Musze napisać bardzo szybko, bo chcę iść do łóżka o 11, bo mam problemy ze wstawaniem i wstaję o 9 i jestem w pracy o 9.20 :P. Więc idę szybko pod prysznik i zaraz wracam, żeby napisać o moim fascynującym życiu, pełnym przygód na rumuńskiej ziemi.

W piątek pojechałyśmy z Ludivine (tą audytorką) do Ivy na karaoke, było spoko. Okazało się, że ta piosenka jest prawie niedozaśpiewania na karaoke: http://www.youtube.com/watch?v=iUBwjyhRweQ&feature=fvst ta i jeszcze kilkanaście innych :P



Po północy zmyłyśmy się we dwie na miasto. Jak tylko weszłyśmy do Control okazało się, że Ludivine, która jest tu 3 tygodnie, zna pełno ludzi, ale w sumie jakieś same podejrzane typy, więc za bardzo się nie integrowałam. Potem poznała jakiegoś nowego chłopaka he, który miał podkoszulek z flagą Szwajcarii, więc chciała sprawdzić czy on jest ze Szwajcarii, okazało się, że jest z Rumunii, ale super mówił po francusku, i po polsku też mówił (dwa słowa: tak i restauracja) he, ale chce się zacząć uczyć polskiego, bo jego firmę kupiło allegro i ma szefa polaka. Taki ten świat mały. No i na początku było oczywiście zgadywanie gdzie pracujemy, taka zabawa. Niestety nie zgadł, że ja jestem księgową, a Ludivine audytorką, która przeprowadza audyt w moim dziale. Potem powiedział, że przyszło mu to do głowy, ale nie chciał nas obrazić. Figlarz.

Ale najśmieszniejszy był jego kolega, który nic nie mówił, tylko parzył a nas wzrokiem "kim do cholery jesteście, co tu robicie, idźcie stąd", i to było śmieszne, bo on na prawdę miał taką minę. Potem jak się przyznał, był przestraszony zębami Ludivine, ale nie wiemy dalej o co mu chodziło. No i okazało się, że chłopaki znają dja i puścił nam smashing pumpkins "ava adore" i było kul. Było kul, ale o 6 postanowiłam się zmyć i chciałam zabrać Ludivine, bo miała już czkawkę pijacką, ale powiedziała, że musi jeszcze zostać, bo to jej ostatnia impreza w Bukareszcie, więc ją zostawiłam pod jednym warunkiem - miała napisać smsa jak wróci do hotelu. I faktycznie napisała o 9 rano :]

Całą niedzielę przespałam a wieczorem musiałam się zebrać, bo miałyśmy bilety z Ivą i jej koleżankami z pracy na koncert Vondy Shepard. Koncert był o 21, więc o 20.3o wyszłam z domu, bo chciałam spacerkiem dojść do klubu, gdzie był koncert. Więc spacerkiem sobie szłam 40 minut aż się zgubiłam, ale najgorsze w tym było nie to, że zawędrowałam w jakąś dzielnicę, gdzie nie było żywej duszy i taksówek. Po prostu zamiast w lewo i minuta za skrzyżowaniem, skręciłam w praco i poszłam pół godziny w złą stronę, zorientowałam się przy numerze 144, że klub jest przy 61.
Najgorsze było to, że była tam jednak jedna zbłąkana dusza, która za mną szła. Wyglądała jak labrador i nie była groźna, ale wystraszyłam się. Tak, że aż włosy mi się zjeżyły na głowie ze strachu, nigdy, naprawdę nigdy tak nie miałam. Oczywiście wkręcałam sobie wszystko, bo pies tylko grzecznie za mną szedł, nie chciał mnie prawdopodobnie zjeść, one mają taką strategię, że patrzą przejmującym wzrokiem na Ciebie, aż coś im do jedzenia dasz. A ja nie miałam, więc jak debilka przyczepiałam się do innych ludzi (jak już doszłam w bardziej cywilizowane miejsce) i myślałam, że pójdzie za nimi, ale on dalej szedł za mną! W końcu się odczepił (3 razy przechodziłam na światłach z jednej strony na drugą, więc może stwierdził, że jestem walnięta i zrezygnował).
Po ponad godzinie doszłam do tego klubu (okazało się, że był zaraz przy skrzyżowaniu w lewo, ja poszłam w prawo (w prawo, jak jak starałam się przypomnieć sobie jak to wyglądało na google.map to było, że w prawo. Jest w lewo).


Legenda:
1 - moje mieszkanie
2 - tu doczepił się pies
3 - tu zorientowałam się, że skręciłam w złą stronę
4 - tu był klub... w sumie zrobiłam jakieś 5 kilometrów

Na koncercie było spoko, przypomniały mi się obozy w Mielnie, gdzie moja kuzynka Aśka miała kasetę z muzyką z ally mcbeal i śpierwałyśmy tą piosenkę przewodnią przed innymi uczestnikami obozu. Mara. A poza tym Vonda to energiczna pięćdziesiątka, która ładny ma głos i fajnych chłopaków w zespole, co grali np. z Tiną Turner i Sheryl Crow. Zresztą nie ma to jak koncert Vondy w walentynki! A oto Iva i zestaw walentynkowy :)



Dookoła same pary, jeden chłopak popadł w tak romantyczny nastrój, że włożył nos we włosy swojej dziewczyny i trzymał go tam ze trzy piosenki. Aż Iva musiała mu zwrócić uwagę, że my tu przecież pijemy, a on takie rzeczy wyrabia! Oczywiście tak, żeby nie usłyszał.


Jako ciekawostkę dodam, że poszłam z mocnym postanowieniem niepicia, a, że przez ten mój spacer się spociłam, zmęczyłam poszłam do baru i poprosiłam o wodę (wodę przed o) i sok pomarańczowy i dostałam sok i wódę i to w jednej szklance. Jak wróciłam do domu padłam bardzo szybko!

Zaraz też padnę, bo już północ.

Napiszę jeszcze tylko, że dostałam Aktimela od dyrektorki finansowej, nie chciałam być niemiła, więc wzięłam, a że nie zdażyłam po pracy do sklepu, aktimel stał się moją kolacją. Odkryłam też, że po drodze do pracy sprzedają Fornetti, więc pewnie wrócę za rok 20 kilo większa :P.
Nie za rok, za 10 miesięcy, już prawie drugi miesiąc za mną! Tak to szybko leci! Przyjeżdżajcie, bo potem będziecie żałować :P

2 komentarze:

  1. Vonda Shepard nie jest jeszcze żadą "pięćdziesiątką" tylko 40+, no może 45+ ten sam rocznik co ja ;))) W tym wieku to bardzo znacząca różnica - zwłaszcza dla pań

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe, dobra jest czterdziestką szóstką :P, ale to sie dłużej pisze!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...