piątek, 14 stycznia 2011

Chirurdzy

Wygląda na to, że rozpoczyna się nowy etap w moim życiu, znaczy się kolejny serial. grey's anatomy. więc zażalenia związane z brakiem nowych postów proszę zgłaszać do Agnieszki S., która mi o serialu powiedziała i do producenta serialu.

Krwawe oko pozdrawia serdecznie wszystkich wiernych i niewiernych czytelników!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Krew w oku

Dziś rano przy zakładaniu soczewek zasłabłam i w ostatniej chwili przed tym jak mi się zrobiło czarno przed oczami zdążłam zadzwonić do Tycka, że ma wracać z metra, bo oko mi krwawi. Tycek mnie uspokoił i poszedł do pracy. Ale nie mogłam wysiedzieć w pracy i idę do lekarza. buuu



Okazało się, że strach ma wielkie oczy, zakrwawione i nic mi nie jest, tylko znów mi się wzrok pogorszył. A na powyższą czerwień na oku rutinoskorbin i za tydzień się wchłonie. W sumie to samo mi powiedziała Gosia, ale jak mi odpisała to już byłam w taksówce do przychodni, w sumie lepsze to niż siedzenie w pracy.
A Tycek poszedł na siłkę z kolegami z pracy, muszę się też wziąć za siebie, bo zgroza jak lato nadejdzie niespodziewanie.

środa, 5 stycznia 2011

Mały Paryż w Dużym Paryżu

Co prawda straszyłam, że koniec bloga nastapi z końcem 2010, ale chyba jednak nie mogę się oprzeć przyjemności pisania do Was moi drodzy czytelnicy. No to jak już piszę tego bloga, to napiszę o Paryżu (tym razem prawdziwym, a nie naszym małym rumuńskim - jakby ktoś jeszcze nie wiedział Bukareszt nazywany jest Małym Paryżem).
W piątek 31 po traumatycznych przeżyciach na lotnisku Baneasa (nie wiedziałam, że jakiekolwiek lotnisko na świecie może mieć tak niski standard) wylecieliśmy do Francji ach o godzinie 14. Paryż jednak nie był naszym docelowym miejscem, sylwestra spędzaliśmy w Rambouillet 50km od stolicy, a ze trzeba tam było jakoś dotrzeć (autobus, 2 metra, pociąg) otrzymaliśmy instrukcje od Kingi, zeby zrobić to przed północą :) Instrukcje były rewelacyjne (ze zdjęciami automatów w których kupujemy bilety i zdjęciami peronu :)
Żeby przejść przez bramki trzeba jednak kupić bilet J Jeśli macie drobne lub płacicie kartą, to możecie to zrobić w automacie (jest wersja angielska), a jeśli nie to należy podejść do okienka i poprosić ładnie 2 billets („de bijje sil vu ple” J ) za 2 bilety zapłacicie łącznie ok. 3 euro. Dobrze jest też poprosić o plan metra (za darmo). Na tych bilecikach możecie jeździć metrem po Paryżu z przesiadkami, ale nie wychodzić na powierzchnię.
Dzięki temu udało nam się dotrzeć do celu juz o 20tej - z dworca Kinga i Olivier odebrali nas wypasioną furą i to była ostatnia przesiadka w 2010 roku, najprzyjemniejsza:)
Na ganku z lampką szampana powitali nas legionista, dwie klopatry, szalony tenisista, arab i jeszcze kilka innych osobistości - impreza rozpoczęta. Nie będę się za dużo rozpisywać, było super, piękny dom, pyszne jedzenie, naprawdę pyszne, wszytko przepięknie przygotowane za sprawą Kleoparty i jej małych pomocników. Potańczylimy, popili i pojedli, było idealnie (przede wszystkim za sprawą pasztetu z gęsich wątróbek z konfiturą figową i magicznego trunku z Alzacji, który wlewali w nas Julek i Olivier, w ramach promocji regionu z którego pochodzą). Oprócz tego mieliśmy zaszczyt poznać Beermana, który ratuje każdą imprezę od klapy zaopatrując ją w piwo, na zdjęciu poniżej Człowiekpiwo we własnej osobie i reszta zabojadow i polaki sztuk 3:


W sobotę po powrocie do Paryza i krótkiej regeneracji sił wyruszyliśmy na spacer, a właściwie maraton, bo zobaczyliśmy w jeden wieczór prawie cały paryski standard oprócz muzeów i wieży Eiffla, czyli: Concorde, Champs Elyses, łuk triumfalny, Notre Dame i merostwo Paryza. Na koniec zasluzona kolacja z winem i deserem, nie mogę pisać juz o jedzeniu, bo dostaje drgawek, było tak pyszne, że nie da się tego opisać.

W niedzielę nasi gospodarze zabrali nas na kolejny program zwiedzania: La Defense - nowoczesna dzielnica Paryza, szklane domy, biurowce i takie tam, włączając w to kolejny Łuk - Wielki Łuk Braterstwa, który znajduje się w jednej lini z łukiem triumfalnym.

Potem metrem na plac Pigalle, na którym nie ma zadnych kasztanów, Moulin Rogue a potem spacer na wzgórze Montmatre, czyli tam gdzie Amelia, więc magicznie i pięknie, ale miliony turystów, nie da się nawet zrobić porządnego zdjęcia, żeby jakiś nie wlazł w obiektyw. Po wspinaczce piwo w klimatycznej knajpce, cena też klimatyczna 9 euro za kufel.



Na koniec gwóźdź programu, metrem na Trocadero zza którego wyłania się oto ten skromny widoczek:




Kinga z Olivierem pojechali do domu przygotować wypasiony piknik i zostawili nas samych, abyśmy mogli odbyć razem romantyczną podróż statkiem po Sekwanie, jednak przy minus kilku stopniach na zewenątrz oraz z bandą pijanych turystów i kiepskim widokiem w środku, romantyzmu nie mogliśmy odnaleźć, więc po rejsie szybko wsiedliśmy w metro i pojechaliśmy na piknik.

W poniedziałek mieliśmy chwilę czasu przed odlotem, więc postanowiliśmy sobie wejść/wjechać na wieżę, ale jak się okazało nie jest to takie mehehe, bo w kolejce czeka się minimum trzy godziny, a my mieliśmy tylko godzinę, więc do trzech razy sztuka, jak będę kolejny raz musi się udać.

Francuzi pożegnali nas niezbyt miłym gestem rekwirując na lotnisku nasze pyszne smakołyki z bagażu podręcznego, bo wiadomo przeciez, ze serem plesniowym czy kozim i pasztetem z gesich wątróbek juz niejeden samolot wysadzono w powietrze.

Nie wiem jakie zdjęcia dać, wiec daje linka do wszystkich:
http://www.facebook.com/album.php?aid=276501&id=829473935&l=ca01bc456d
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...