niedziela, 30 maja 2010

Piknik

W sobotę rano przyszła Aga, Nuno i Sergio i poszliśmy na zakupy, żeby przygotować się na piknik. Potem my z Agą zrobiły swoją tartę a chłopaki swoją, jak widać na zdjęciu nasza w pełni profesjonalna na prawo:

Przez to że poniosła ich fantazja i dali za dużo składników, mieliśmy małe problemy ze zjedzeniem jej, więc wyglądaliśmy jak świnki w korytku trochę :)


Jak zjedliśmy to leżeliśmy na kocyku i się relaksowaliśmy co wykorzystał jeden husky, który poczęstował się ostatnim kawałkiem tarty, a nawet nie zapytał:


Wieczorem poszłam z babcią Ivy, ciocią, mama i siostrą do CaruCuBere na kolację. Potem Iva wsadziła babki w taksówkę, więc ruszylyśmy z Ivą i Vivą na podbój miasta :)

środa, 26 maja 2010

Refleksja

Jeszcze jedno zdanie i idę spać, bo już po północy. yyy chciałam powiedzieć, że ten czas za szybko ucieka, w przyszłym tygodniu skończy się 5 miesiąc rumuńskiej przygody...

wtorek, 25 maja 2010

Transylwania - wycieczka z Cypkiem Niezgułą

W piątek rano wyruszyliśmy z małym poślizgiem pociągiem do Braszowa, tak jak mówiła Agnieszka godzinny poślizg miał, ale mieliśmy prowiant, gazety z Polski i dobry humor, więc jechało się całkiem spoko (pociąg o lepszym standardzie niż nasze). Jak wysiedliśmy na dworcu w Braszowie, skapnełam się, że zapomniałam kapuzy do kurtki i parasola, więc pierwszym punktem imprezy była galeria handlowa, gdzie zakupiłam parasol. Potem autobusem pojechaliśmy do pensjonatu, ale okazało się, że będziemy spać w innym miejscu, więc ojciec właścicielki po nas przyjechał i nas zawiózł tam (lokalizacja była dużo lepsze, bo zaraz przy centrum starego miasta, w starej rumuńskiej dzielnicy Schei - za murami miejskimi - wewnątrz murów znajdowała się dzielnica saska).Mieliśmy widok na Tampę, ogród i cały apartament dla siebie:
Potem wyruszyliśmy na zwiedzanie (chociaż wciąż padało). Braszów jest piękny, magiczny i pięknie położony.Spędziliśmy tam prawie dwa dni, i cały czas coś nowego odkrywaliśmy.

W sobotę rano pojechaliśmy do Branu nawiedzić zamek Drakuli:

ale za bardzo turystycznie było, więc nawet nie weszliśmy do zamku, tylko pojechaliśmy do miejscowości obok, gdzie zobaczyliśmy w drodze do Branu kolejne zamczysko. Jak już prawie wdrapaliśmy się na górę, na której zamczysko się znajduje podjechał do nas jakiś pan i powiedział, że zamek w remoncie (podobno w zeszłym roku zawalił się balkon :) i do tej pory remontują, a szkoda, bo naprawdę ciekawie wygląda...

Wróciliśmy do Braszowa głodni, zmęczeni, ale musieliśmy (zostałam zmolestowana psychocznie przez Marcina M.) zaliczyć wystawę broni i oręża, która jak się okazało (już po wdrapaniu się resztkami sił na czarną wieżę, gdzie miała się odbyć wystawa) nie istnieje, w każdym razie nie było jej tam :PW niedzielę rano wyjechaliśmy koleją na wzgórze nad Braszowem - Tampa (chciałam sobie zrobić próbę przed wjazdem kolejką w Busteni 2200 m). Było spoko - 2 min do góry i super widok!).

Potem szybie śniadanie na deptaku i wyruszyliśmy do Busteni. Jak zobaczyłam górę na którą mieliśmy wjechać zwatpiłam, tym bardziej jak zobaczyłam 100 osób czekających w kolejce. No ale po dwóch godzinach udało nam się wepchać do telekabiny i wyjechaliśmy do góry.



Nie powiem, że się nie bałam (naprawdę śmierć w oczach), ale jak po 15 min. byliśmy na górze wiedziałam, że warto było zaryzykować (życie). Na szczycie piękne widoki na góry Fogaraskie, a zaraz po wyjściu z kolejki Babele - kamienne grzyby.

Walnęliśmy Tuborga i zjechaliśmy w dół, żeby dotrzeć do ostatniego punktu trasy - Sinai. Niestety nie zdążyliśmy i zamknęli nam zamek przed nosem, ale i tak warto:

Potem czekaliśmy na opóźniony pociąg do Bukaresztu, więc na dworcu walneliśmy po Ursusku :)
W pociągu poznaliśmy sympatyczną parkę Sizianę i Vlada, którzy obiecali, że jak będą mieć auto po wakacjach zabiorą nas na koleją wycieczkę :)

Risotto

Zrobiłam se na obiad na jutro, bo nie mam kasy już w ogóle, więc będę oszczędzać w tym tygodniu, żadnych knajp, alkoholu i imprez (do weekendu). Trochę za dużo mi tego wyszło, więc pewnie będę jadła przez trzy dni, ale za to jakie pyszne! Oczywiście z diety przed wakacjami nici, spasłam się ostatnio frytkami, serem smażonym i piwem jak świnia i ważę chyba 80 kilo...

środa, 12 maja 2010

Wegetarianka

Wlasnie zjadlam pol slimaka, bo chyba nie domylam porzadnie salaty, taka ze mnie wegetarianka. Jeszcze 1,5 godz. i sie stad zmywam do domu do wyra, bo mam taka migrene, ze mam wykrzywiona twarz, oczy mi lzawia i chyba 40 stopni goraczki mam. tylko wyro i potrojna melisa mi pomoga w tym stanie :(

wtorek, 11 maja 2010

Bratysława




:)))
Co tu dużo pisać, piwo, ser smażony i prawie po czesku mówią RAJ :)
Iva z Vivą nas odebrały na lotnisku:


potem pojechałyśmy na śniadanie (koniki polne), potem spać na 2 godziny (wylot z Bukaresztu byl o 5, więc nie zmrużyłam oka), potem pozwiedziałyśmy Bratysławę z ekipą z Bukaresztu (Iva, Viva, Barbora, Katka, Michal i Andrej, Mada:


m. in. wycieczka pociągiem, który był autobusem po starówce, wieczorem piwko. W sobotę wycieczka kolejką linową a potem byłyśmy zaproszone na obiad do mamy Ivy, gdzie jadłam najpyszniejsze rzeczy na świecie: było weprzo-knedlo-zelo i bryndzowe i kapuściane haluszki a w niedziele smażak, do tego babcia Ivy cały czas namawiała na panaczek (banieczka metaksy), wiec było wesoło. Dostałyśmy też prezenty: łańcuszki i koralne, hehe Iva nas ostrzegała, że nawet jak będzie coś badziewnego, to mamy udawać, że się cieszymy, ale ja byłam naprawdę wzruszona:)



Potem skoczyłyśmy na grila pod miasto do znajomych Michała (szwagra) gdzie zakochałam się w Mamutku:



a wieczorem była biba w Harley klubie, gdzie Iva zaprosiła ponad 3o znajomych, w tym całkiem fajnych Słowaków :P w programie był też striptizer, śliczny blondynek z niebieskimi oczami...


W niedziele czil nad rzeczką i relaks na słoneczku a wieczorem wielka niewiadoma, bo mieli zamykać lotnisko, na szczęście zamknęli o północy, więc nasz lot o 23.30 odbył się bez żadnych zakłuceń ufff. tak czy siak zakochałam się w Bratysławie, więc muszę tam powrócić :)

środa, 5 maja 2010

Nowa miłość

Postanowiłam zostać modelką stóp. Poza tym ktoś mi ukradł rumuńską komórkę w pracy...
A jeszcze jedno, moja chrześnica się dziś urodziła o 10 rano :)))



4 miesiace w Bukareszcie!

Wczoraj poszlam spac o 10 i zapomnialam na pisac, ze mialam rocznice 4 miesiecy w Bukareszcie!
Poszlam spac o 10, bo musze w tym tygodniu spac na zapas, bo w piatek mamy wylot o 5 rano wiec musimy wstac o 3 :( no ale o 6 juz bedziemy w Wiedniu, gdzie bedzie na nas czekac delegacja powitalna siostra Ivy i Michal, bo Iva bedzie w Pradze :)

niedziela, 2 maja 2010

Kinga i Olivier z wizytą w Bukareszcie :)


Żabojadki moje przyjechały w piątek do Bukaresztu i odebrałam ich spod Teatru i przyszliśmy do mnie na mieszkanie, ale akurat panie myły podłogi i była afera, więc poszliśmy się przejść do parku Cismigiu. Jak wróciliśmy zjedliśmy sobie zakuskę, humusa, pastę z bakłażana, tabule i rumuńskie sery. Olivier i Kinga walnęli Ursusa i docenili jego wspaniały delikatny smak :) i poszliśmy na spacer. W ekspresowym tempie zwiedziliśmy najważniejsze obiekty starego miasta plus parlament i potem poszliśmy na piwo na ogródki na starym mieście z Philipem, co okazało się wspaniałym pomysłem, bo chłopaki rozmawiały sobie po franc. a my mogłyśmy sobie poplotkować po polsku, ach, nieopisane uczucie :)
Koło 1 wróciliśmy grzecznie do domku, chociaż niektórym się języki plątały po degustacji rumuńskiej Silvy ciemnej :)
W sobotę spotkaliśmy się z Ivą i Madaliną w parku Herestrau,w ramach śniadania poszliśmy na piwo do Hard Rock Cafe. Potem przepłynęlismy się statkiem po jeziorku (niezła frajda):


Poszliśmy na karuzelę (Bucharest Eye):


Do skansenu, gdzie wylegiwały sie na słońcu takie cudne małe dziady przepiękne:



Pod Łuk, gdzie walnęłam im piękną fotkę:


Do Caru Cu Bere na pyszny obiad, gdzie walnęliśmy sobie piweczko:


Jak zjedliśmy przespacerowaliśmy się nad kanał Dambovity (na zdjęciu prezenty na wieczór panieński dla Berty, na który niestety nie dotarliśmy):


Po męczącym dniu relaskowaliśmy się u mnie przy różowym winku, które przywiozłam z Polszy (pyszne franc. winko które dostałam od państwa Hug czeka na półce na kolejną okazję:P)
Aha, sztuczne ognie też były, ale nie wiemy z jakiej okazji (1 maja?), tak czy siak były przepiękne:


Przed północą wyruszyliśmy na miasto, od razu sru do klubu El Dictator na super bibę, gdzie potańczyliśmy prawie do rana, zresztą do tej pory mi piszczy w uchu.


No i dziś niestety trzeba było się pożegnać, wiec jak odprowadziłam Kingę i Oliviera poczułam, znów, że jestem tu sama jak palec... :(
Wróciłam do domu i posprzątałam sobie, a przez resztę czasu leżę w łóżku i zbieram energię na ten tydzień. Zjadłam także dwa jajka na miękko a Marysia mi zrobiła straszną ochotę na chłodnik z burakami, rzodkiewką i ogórkiem. mmm

Aha, dziś było już tak gorąco w mieszkaniu, że muszę nauczyć się obsługiwać klimę, bo ciężko było się nie spocić leżąc hehe
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...