wtorek, 30 marca 2010

Nieciekawy post

Chciałam napisać, że dostałam od szefowej prezent z Austrii - darmową mapę Wiednia oraz oraz paczkę chusteczek higienicznych z nadrukiem obrazu Klimta:


Ale to było w piątek, tak mi się tylko przypomniało:P

Wczoraj już nie pamiętam co robiłam, prawdopodobnie nic ciekawego, dziś za to robiłam masę ciekawych rzeczy.
O 19 wyszłam z pracy, mimo zamknięcia ha! i poszłam se na spacer, bo jeszcze jasno i ciepło. Wróciłam zrobiłam sobie piccę z bakłażanem i mocarellą i siedzę i piszę bloga. Szaleństwo!

Aaa zapomniałam co chciałam napisać, to znaczy sobie przypomniałam właśnie, chciałam napisać jak mi poszła prezentacja przed dyrektorami. Poszła mi super i nawet nie byłam zestresowana.

poniedziałek, 29 marca 2010

Prezentacja

aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa, za 20 minut mam prezentacje!!!POMOCY!!!

niedziela, 28 marca 2010

Weekend

Weekend był intensywny i zleciał bardzo szybko a do tego jeszcze ta zmiana czasu, więc już 21, a ja jeszcze nie zaczęłam się przygotowywać do jutrzejszej prezentacji...No ale rada Marysi na pewno się przyda:P

Wczoraj była piękna pogoda, więc jak już wymopwałam całe mieszkanie (sprzątałam w czwartek, więc tylko to zostało) (Właśnie Majusia jest na skypie i mi śpiewa schnappi das kleine krokodil ;))

Potem poszłam na spacer do parku obok mnie Cişmigiu (najstarszy park w mieście) i na prawdę jest piękny i magiczny:




Muszę kiedyś wybrać się tam wieczorem (oczywiście nie sama i najlepiej, żeby była mgła, wtedy będzie wyglądał jak wejście do Narni). Niestety nie za bardzo mogłam się wczuć w ten klimat wczoraj, bo chyba wszyscy mieszkańcy Bukaresztu właśnie wczoraj postanowili się tam wybrać z psami, dziećmi, na rowerach i na rolkach...Było tak straaassznie dużo ludzi, że nie dało się nawet chodzić normalnie, a że jak chodzić lubię szybko musiałam się stamtąd szybko ulotnić. Wyszłam z parku i poszłam przed siebie, jednak znów poruszanie się bez mapy nie było dobrym pomysłem, bo zaszłam w jakieś podejrzane uliczki, na których można było spotkać tylko psy i zniszczone domy, więc stamtąd też uciekłam i wylądowałam na placu Viktorii (więc zrobiłam kawał drogi) i wróciłam do domu. Potem pogadałam ze Szkaradkiem na skypie i miałam 15 min. żeby się zebrać na kolację. Przyjechała siostra Ivy ze Słowacji z mężem, więc byliśmy uczcić ich przyjazd :)
Mieliśmy rezerwację na 12 osób w CaruCubere. Obok mnie na zdjęciu Delia i Catalina koleżanki Ivy z pracy, b. fajne i w przeciwieństwie do Ivy lubią Control, więc będę miała towarzyszki na imprezy. A już dawno w Control nie byłam, więc po świętach koniecznie muszę się tam wybrać.


Już tam byłam z Tyckiem, Ludvine i jej chłopakiem, ale tym razem z mocnym postanowieniem nie jedzenia mięsa chciałam wybrać coś innego, niestety jak musiałam złożyć zamówienie byłam tak zestresowana (nie mogłam się zdecydować), że znów zamówiłam to co ostatnio: zupę fasolową w chlebie i znów była pyyyyszna!


Po kolacji już w bardziej okrojonym składzie poszliśmy do Mojo, znów Mojo, no ale wolę to niż siedzieć w sobotę wieczór sama w mieszkaniu. No i było wesoło, bo udało mi się znów porozmawiać po czesku z nimi, hehe mąż siostry Ivy, Miszka, nawet mówił troszkę po polsku (wysmażany ser i frytki, oraz poczekam na Ciebie na górze hehe).


Dziś pospałam dłuuuugo a potem pojechałam na basen z Philipem i potem na Alicję w Krainie Czarów, i tak zleciał cały dzień. Jestem wypruta po tym basenie więc nie wiem czy się przygotuję do tej prezentacji dem:(

P.S. cały czas mam kradzione zdjęcia od Ivy, bo mój aparat jest rozładowany, ale już za tydzień sie podładuję w Sączu! HA! :)

środa, 24 marca 2010

79 dzień

Jestem przemęczona, nic mi się nie chce. Chce na wakacje jechać, nad morze polskie, i do Pragi. to są moje marzenia na dziś; posiedzieć na piasku na plaży i wypić piwo i zjeść smażony ser z frytkami, serem tatarskim i piwem czeskim u Draka.
Miałam ciężki dzień w pracy i jestem wyczerpana.
Tak czy siak najchętniej pooprawiałabym sobie w ramach relaksu i walki ze stresem mój ulubiony sport wyczynowy:

poniedziałek, 22 marca 2010

Wyrzut sumienia

Chciałam napisać, że mam wyrzuty sumienia, to znaczy nie wyrzuty, ale głupio mi, bo zamiast sama zostać wyrolowana, wyrolowałam dziadka w budce z kwiatkami! W czwartek jak szłam na timdeja to wstąpiłam do budki z kwiatkami kupić koleżance z pracy tulipany, na urodziny. Pan sprzedawca pomógł mi wybrać, chyba zastępował żonę czy coś, bo strasznie nieporadnie mu szło wyciąganie ich z wiaderka, a potem pakowanie tych kwiatków. W końcu taki dumy z siebie wręczył mi bukiet tak dziadowsko zapakowany w folię w kokardki i gwiazdki (z bożego narodzenia) i ja się pytam hałmacz, a on taki dumny z bukietu mówi "trihandret" a ja zrobiłam taaakie oczy i mówię "trihandret????" i oczy siroty. I dałam mu 100 lei (100zł)a on popatrzył na mnie, coś tam zaczął liczyć i liczyć i w końcu dał mi 70 lei i znów popatrzył i dodał jeszcze 5!!! I potem jak już wyszłam to dotarło do mnie, że dziadek operował starą walutą, i miał na myśli 3o lei, nie 300 i nie chciał mnie wyrolować, bo to przecież normalna cena za pięć tulipanów... No i miałam wyrzuty, że nie dość, że tyle energii włożył w zapakowanie tych kwiotków, to jeszcze go oskubałam na 5 lei!

Dziś była piękna pogoda i w ogóle piękny dzień, bo Rodiki nie było w biurze, bo się na wojaże do Wiednia zapuściła. Poszłysmy sobie z Mariną i Iriną na obiadek do knajpki niedaleko i jadłyśmy na tarasie i było tak super w słoneczku. Potem coś tam porobiłam i o 18 wyszłam he. Potem poćwiczyłam, popisałam bloga i idę spać.

niedziela, 21 marca 2010

Mogoşoaia

Wczoraj przed spektaklem udzieliłam wywiadu dla rumuńskiego radia - tak tylko się chciałam pochwalić, pan zapytał czemu tu jestem i czego się spodziewam po tej sztuce :P no to powiedziałam, że jestem tu, bo to polska sztuka, którą chciałam zobaczyć w Krakowie, ale nie zdążyłam i że jestem big fan of Hrabal. Sztuka jest super, naprawdę polecam, nie tylko dlatego, że Hrabal:)
Seans teatralny inspirowany życiem i twórczością Bohumila Hrabala.Poza działaniami na scenie aktorzy anektują wszystkie możliwe przestrzenie teatru, wprowadzają widzów w magiczny świat postaci Hrabala. Na scenie zaś zobaczymy najważniejsze zdarzenia z życia człowieka - narodziny, chrzest, pierwsza komunia, ślub, pogrzeb; a wszystko pokazane w lekkiej, nienapuszonej, groteskowej formie.Ta teatralna historia opowiedziana jest w charakterystyczny dla KTO sposób - spektakl bez słów, w którym najważniejszym tworzywem są: ciało aktora, ruch, gest i muzyka.

Na salę zapraszał Jerzy Zoń - dyrektor KTO, i zapraszał najpierw: małżeństwa, zakochanych, potem blondynki, panie w kapeluszach. potem kobiety, które uważają się za piękne (nie weszłam głupia), potem kobiety które uważają się za brzydkie (też nie weszłam), potem znów które uważają się za piękne- tym razem weszłam:)

Po teatrze poszłam do Mojo z Ivą, Philipem i jego kolegą Danielem, ale oni byli wszyscy zmęczeni, więc po dwóch drinkach się zmyliśmy do domów. Chociaż nie mogłam odżałować, bo wczoraj wyjątkowo podobał mi się koncert Mojo w Mojo.

Rano zrobiłam ciasto marchewkowe na naszą wyprawę, niestety zapomniałam je zabrać ze sobą. Pojechaliśmy na wycieczkę 20 km od Bukaresztu do Mogosoaia – pałac, podmiejska rezydencja hospodara, jeden z najpiękniejszych zabytków XVII-wiecznej architektury rumuńskiej, obejmująca pałac, cerkiew św. Jerzego, mur obronny z wieżą bramną, kuchnią. W 1714 r. wojewoda został z niego porwany wraz z synami przez Turków i stracony w Istambule. Po północnej stronie za murami leżą pomniki Lenina (niegdyś stał w Bukareszcie) i pierwszego premiera socjalistycznej Rumunii.

Nie robiłam zdjęć, bo mój aparat jest rozładowany, a ładowarkę zostawiłam w Sączu, ale zaraz ukradnę jakieś zdjęcie albo z blogu Ivy albo z neta. Voila: :)

Wracając wstąpiliśmy do mnie po ciasto i pojechaliśmy do parku na piknik - byliśmy strasznie głodni, więc zjedliśmy obiad w jakiejś knajpce w parku, to znaczy kto zjadł ten zjadł, ja miałam surową kurę i pająka w sałacie, reszta nie lepiej, ale heinekenek siadł idealnie :) Potem rozkroiłam ciasto dla wszystkich w bagażniku Philipa i rozeszliśmy się do domów. Właściwie to miałam jechać metrem, ale jest taka piękna pogoda, że przespacerowałam się i pozwiedzałam nową okolicę - w oddali widziałam intercontinental, więc wiedziałam, w którym kierunku zmierzać.

Teraz poćwiczę trochę, bo kupiłam sobie tydzień temu hantelki i jeszcze nie miałam czasu ich użyć. A potem złoję Tyckowi dupę w skrable i obejrzę gwiezdne wojny :)

sobota, 20 marca 2010

Wiosna

Zapomniałam sobie o blogu, robię pastę z bakłażana i zanim się upiecze mam chwilę, żeby napisać coś. O 19 idę do teatru, bo przyjechał teatr KTO z Krakowa, ze sztuką Bohumila Hrabala "sprzedam dom w którym już nie mogę mieszkać", mam nadzieję, że będą bilety. A potem idziemy uczcić nadejście wiosny z Ivą, Philippem i jego kolegą do Mojo. Miałam w planach zaśpiewać coś na karaoke w mojo i nagrałam się jak śpiewam system of a down i na tym się skończyło. Nie wiedziałam, że tak paskudnie śpiewam! a przecież należałam do chóru szkolnego i na komunii śpiewałam też coś tam...

W czwartek rano pojechaliśmy na wyjazd integracyjny pod Bukareszt. W sumie było spoko, miejsce jak z kosmosu, dookoła tylko równiny, pola, śmieci i osady cygańskie i pośrodku tego nowy ośrodek heh z basenem, korami, boiskiem sportowym :P W autobusie czułam się jakbym jechała na wycieczkę w podstawówce, kolega Iulian zabawiał tyły:P


Najpierw mieliśmy prezentacje dot. szlugów, potem obiad i jakieś głupie integracyjne zajęcia w grupach. Po obiedzie ciąg dalszy integracji, wykładów i zajęć sportowych, a wieczorem biba. Zapomniałam dodać, że co prawda pokoje były dwuosobowe tak samo jak łóżka, co było niespodzianką dla wszystkich, a szczególnie dla facetów hehe. Biedaki:)
Impreza pod hasłem kicz, była super, niektórzy wyglądali naprawdę kiczowato, ale trzeba było być baaardzo ostrożnym, żeby nie skomplementować kogoś, kto się nie przebrał a ładnie ubrał :)


Muzyka też była kiczowata, największe dicholskie hiciory ostatnich miesięcy typu lady gaga pomieszane z rumuńską muzyką ludową a do tego karaoke! Bawiłam się super, ale o 3 postanowiłam się zmyć, żeby dać dobry przykład mojemu timowi, który pobalował do 4.


Następnego dnia rano było ciężko, ale pocieszające było to, że niektórzy pobalowali do rana (dla niektórych facetów, to było lepsze rozwiązanie niż ładowanie się do łózka z kolegą z biurka obok hehehe). Wróciliśmy koło 12 do biura i okazało się, że nawiedzony audyt z PWC czeka na nas i nie zamierza nas wypuścić do domu, więc jak tylko szybko się dało skupiłam się na zaspokojeniu ich potrzeb hehe i o 6 zmierzałam do domku. Padałam szybko i spałam dłuuuugo a dziś taka piękna pogoda i miałam wybrać się do parku, ale zanim posprzątałam, zrobiłam dwa prania i ogoliłam nogi i nawet kolor na włosach walnęłam, zrobiła się piąta i już nie opyla się wychodzić, a muszę zrobić tą pastę z bakłażana i iść do teatru, muszę być wcześniej, bo: druga informacja, że wstęp jest niebiletowany (Teatr ACT należy do tych z gatunku mniejszych, więc obowiązuje zasada kto pierwszy, ten lepszy:-))

środa, 17 marca 2010

Kupa

aaaaa!!!!!!!!mam na włosach coś brązowego, sprawdziłam i nie śmierdzi, więc postaram sobie wmówić, że jest to błoto a nie kupa ptasia. Wytarłam sobie w łazience, ale muszę przetrwać do końca dnia w pracy ze świadomością posiadania kupy na głowie :(

poniedziałek, 15 marca 2010

Gość i urodziny

No i nawiedził mnie drugi gość Mariusz, przyjechał w czwartek. Co prawda z małymi problemami, bo najpierw odwołali wszystkie loty do Bukaresztu, a potem wszystkie loty z Monachium, no ale w sumie tylko kilka godzin czekania na lotnisku i pojawił się w Bukareszcie akurat jak wyszłam z pracy. W czwartek nie mieliśmy energii, żeby się powłóczyć, więc zostaliśmy w domu. Mariusz musiał mi donieść wszystkie najnowsze afery pracownicze, ale nie szło mu to za dobrze.
W piątek umówiliśmy się na kolacje z Ivą i Philippem, expatem z Belgii, który przyjechał miesiąc temu i napisał do mnie na tym samym blogu, na którym poznałam Ivę. Poszliśmy do Irlandzkiego pabu i jedliśmy piccę :)


Potem wyciąnęłam ich do Control, gdzie niestety właśnie jak weszliśmy kończył się jakiś koncert punkowy. Nie da się opisać jak wspaniałe jest usłyszeć koncert punkowy po tylu latach.
Muszę streszczać, bo już północ i idę spać.
Dobra i w sobotę postanowiliśmy wykorzytać, tzn. ja fakt, że Philip ma auto, więc poprosiłam, żeby zabrał nas na zwiedzanie Bukaresztu do Baneasy, czyli do Ikei a potem do Kerfura. Po pięciu godzinach "zwiedzania" mogliśmy zacząć z Mariuszem przgotowania do prywatki.
Mariusz obierał marchewke i odkurzał a ja gotowałam i rozkazywałam, więc byłam w swoim żywiole.

No i był kisz, i dwie sałatki i ciasto marchewkowe i graliśmy w kalambury i było śmiesznie, szczególnie przy hasłach: ziemniak, pokahontas i szwagierka.


Muszę pisać szybko, bo Tycek robi mi prezent na urodziny i zagra ze mną w skrable hehe.
A potem to już na pewno idę spać.

No i potem wylądowaliśmy w Control :P

dokończę jutro.papa

...

Dopisuję teraz, bo potem już całkiem zapomnę. W niedzielę rano wybraliśmy się z Mariuszem na zwiedzanie, bo jojczał, że chce coś zobaczyć poza ikeą i carrefurem - dziwny... No ale pogoda była super, więc poszliśmy na pięciogodzinny spacer po starówce i centrum.


Potem przyjechał po nas Philip i pojechaliśmy oglądać Łuk Triumfalny i poszliśmy na spacer do parku Herastrau. Park jest piekny, z olbrzymim jeziorem w środku - nie zadawałam sobie sprawy jak olbrzymie jest to jezioro i zaproponowałam chłopakom, że możemy je obejść dookoła. hehe po półtorej godziny wciąż nie mogliśmy znaleźć końca,więc musieliśmy zawrócić...a że zaczynało się ściemniać i byliśmy już troszkę zmęczeni drogę potworną znaczy się powrotną zrobiliśmy w niecałą godzinę. Po tym małym spacerku słaniając się ze zmęczenia na nogach pojechaliśmy do Philipa, który zaprosił nas na naleśniki z lodami waniliowymi i belgijską czekoladą. Były pycha.

Jak wróciliśmy do domu zmusiłam Mariusza do pomocy w przygotowaniu dwóch ciast marchewkowych, które zaniosłam w poniedziałek do pracy, bo wiedziałam, że coś się święci i będą mi składać życzenia. I faktycznie w połowie dnia całe piętro się zebrało w moim pokoju i zaczęli mi składać życzenia i wręczyli super prezent: dwa piękne albumy, jeden o Rumunii a drugi o Bukareszcie, płytkę z filmem o Rumunii i kwiaty. Byłam wzruszona tym i faktem, że dwa ciasta marchewkowe zostały pochłonięte w ciągu pół godziny :)

poniedziałek, 8 marca 2010

Roślinność

Mam pierwszą rumuńską roślinność na mieszkanku, bo dziś znów zasypywali nas kwiotkami i dostałam różę w doniczce - śliczna jest, nie chce mi się robić zdjęcia, bo weszłam tylko żeby napisać to i spadam do wyra, bo niestety wbrew temu co mówiłam w Polsce (że w Rumunii mamy piękną wiosnę i ciepełko) dziś zasypało i nas. Niestety.
Ale nawiozłam sobie pełno gazet i krówek, więc idę stąd. A i jeszcze dostałyśmy w pracy kosmetyki z sephory :P

Ryby

Horoskop 8 marca - 14 marca

Karta - Cesarz

Drogie Ryby, jeśli cokolwiek zechcecie teraz przedsięwziąć, czy to zdecydowanie postąpić w sferze uczuć, czy tez w sprawach zawodowych, to raczej trzeba będzie poczekać. Może ten tydzień uzmysłowi Wam pewne fakty, że jeszcze nie jest aż tak źle, że nadszedł czas na naprawę, czas na odpoczynek i na przemyślenia, czas na zastanowienie się. Zapewne to jeszcze nie ten moment na ostre, konkretne decyzje. Pewne sprawy trzeba będzie przeczekać i to bez wielkich nerwów, bo przecież wszystko idzie i tak ku dobremu...

poniedziałek, 1 marca 2010

Martisor

Martisor to coroczne "Święto Wiosny".Turystów (nie tylko z Polski) zaskakuje atmosfera panująca w Rumunii w dniu 1 marca. W tym dniu życzliwi i ciepli Rumuni są wyjątkowo sympatyczni, cieszą się, składają życzenia, pozdrawiają się nawzajem. Czynią to również osoby nie znające się. Jest to obchodzone corocznie Święto Wiosny, a jego symbolem jest rodzaj kokardki - kotylionu wykonanego ze sznureczków kolorowej (często białej i czerwonej) wełny. Obowiązkowo otrzymane prezenty nosi się przypięte na ubraniu na wysokości piersi, zaś panie obwiązują sobie sznureczek na nadgarstku. Panowie obdarowują Panie (znajome i nieznajome) maleńkimi maskotkami np. z biżuterii czy metaloplastyki, ceramiki, porcelany, itp., z tym że do każdej maskotki przyczepiony jest owy "magiczny" sznureczek. Święto Wiosny ma prastarą tradycję pochodzącą od Daków. Święto symbolizuje szczęście i radość z "nowego życia".

Faktycznie od rana po firmie chodzili znajomi i nieznajomi (z innych działów) mężczyźni i rozdawali kwiatki i czekoladki.


Nawet szef szefów przyszedł ze swoją asystentką, która z koszyczka rozdawała to oto:


Dopiero teraz widzę, że miałam sobie to zawiązać na nadgarstku :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...