poniedziałek, 19 lipca 2010

Ciuc Festival w Bukareszcie

Było super, szczególnie silent disco po koncercie faithless:

czyli, że dostajesz słuchawki a tam masz kanały z róźną muzyką i możesz wybrać to co lubisz, ale największa zabawa jest jak ściągasz i jest cicho a dookoła wszyscy balują i to całkiem różnie, w zależności od tego do czego tańczą. DJe byli super, jeden z Holandii kawalarz, a drugi z Serbii, wyglądał jak serj tankian i był czadowy. Jak widział, że ludzie tańczą do tego co grał drugi, wkurzał się i mówił, skoro nie lubicie mojej muzyki to fuck off. ha taki żarcik.

A przed koncertem faithless też był super support, rumuńscy freestylerz. Potem w sobotę pojechałyśmy z Ivą podleczyć kaca na lotnisko, bo był pokaz lotniczy, czy coś tam. Oczywiście zanim dojechałyśmy pokaz się skończył, ale spotkałyśmy faithless jak wysiadali z taksówki na lotniku, i stałyśmy przez 3 minuty i się gapiłyśmy na nich aż w końcu mnie olśniło i zaczęłam krzyczeć: Iva, rób zdjęcia, szybko... a oto efekt:


Jakby ktoś nie zauważył, to pan na prawo od mojego czoła, ten w granatowej czapeczce z napisem białym to wokalista faithless...

Potem Ivie udało się jeszcze zrobić zdjęcie ostatniego lotu na pokazie lotniczym:


Wieczorem były urodziny Caty i Alex u Ivy, więc standardowo karaoke a potem graliśmy w kalambury i było śmiesznie. Do naszej babskiej imprezy dołączył poznany dzień wcześniej Argentyńczyk Diego, na początku chyba był przerażony na jaką imprezę trafł (narąbane laski śpierwające karaoke), ale potem mu się spodobało i jutro idziemy z nim na piwo. O 5 poszłam spać i spałam do 2 w południe, potem szoping na Banesaie i po 3 dniach wróciłam do domu.

niedziela, 18 lipca 2010

Mam olbrzymią ćmę w sypialni i tam nie wejdę...Muszę iść po kołdrę i telefon ale nie wiem czy nie umrę na zawał.

piątek, 16 lipca 2010

massive East-European presence

Jakas masakra…wypilam wczoraj 3 lampki wina bialego i dzis umieram!! w dodatku przyszlam poltorej godziny spozniona, planujac najpierw wejsc do lodowki, zeby sie ochlodzic, potem wypic cala kole, ktora mamy w biurze, a potem siasc przy biurku i udawac, ze cos robie, najchetniej quizy na fejsbuku, ale ze nie mam dostepu planowalam czytac onet. nie udalo sie, bo jak tylko weszlam na pietro dziewczyny zgarnely mnie na spotkanie z dyrektorka finansowa, ktora przed pojsciem na urlop chciala podusmowac polrocze. na spotkaniu byl juz caly nasz dzial, czyli finanse, zakupy i administracja i sniadanie. zrobilo mi sie slabo od razu tak tam weszlam i w dodatku stalam pod sciana, bo nie zdazylam juz zajac sobie miejsca. zeby nie zejsc tam przy wszytkich poczlapkalam po zimna kole, ale zrobilo mi sie od niej za slodko i znow bylam gotowa sie rzucic do wyjscia, zeby zemdlec w lazience a nie przy 50 osobach.

Teraz juz troche lepiej, kupilam se rybe i szpinak i wsunelam je w sekunde i czekam na 5 godzine, kiedy zwine sie z biura i pojde do biura Ivy, a stamtad wyruszymy na festiwal, na ktorym prawdopodobnie walne browara, zeby dojsc do siebie a potem sie wtopie w asfalt.

Poza tym przez zle samopoczucie zjadlam kilka ciasteczek z ciasta francuskiego z serem, wiec nie za bardzo juz jestem na diecie chyba.
A zeby poprawic sobie a nastroj kupilam sobie pierscionek i 2 pary kolczykow, kolezanka mnie zawolala, ze w sali konferencyjnej na 8 pietrze jest jakas pani z bizuteria, wybieralam godzine (na kacu ciezko sie zdecydowac), ale przynajmniej godzina jakos minela.

Poza tym wczoraj bylo smiesznie, poszlysmy z Aga na spotkanie expatow, po pol godziny znalazlysmy miejsce i jak zobaczylysmy sklad (30 kobiet, 3 facetow) postanowilysmy poczekac na Ive (ktora zatracila sie grajac w badmintona w parku, wiec byla troche spozniona). Po czym jak przyszla poszlysmy znow w to miejsce i wymieniwszy tylko porozumiewawcze spojrzenia poszlysmy do na inne ogrodki. Wlasciwie na ogrodki naprzewic, zeby obaczajac, co sie tam dzieje i nabrac troche odwagi przy szklaneczce trunku :P
Jak juz nabralysmy odwagi zostalo 3 gosci na spotkaniu, Tudor, Tudor i Cosmin. Wiec posiedzialysmy z nimi, posluchalysmy co opowiada Iva, miala duzo wiecej energii niz my, wiec glownie to ona mowila (fast-speaking, energy-debordating, accent-changing , Bratislava-born, Slovak style beer-drinking Ivana appeared , accompanied by the poles Ilona and Agnieszka). Nasze przybycie okreslono na blogu grupy jako massive East-European presence.



Dobra musze zrobic cos..

Nie chce mi sie :P

Aftera z ta stawka vatu nowa, bo wszystkie uslugi i dobra powinny byc opodatkowane ze stawka relatywna do miesiaca w ktorym zostaly wykonane, ale oczywiscie wiekszosc faktur wystawionych po 1 lipca, ma vat 24% niewazne, ze usluga jest z czerwca, i powinno byc 19%. Teraz wszyscy do mnie dzwonia i pytaja co maja robic, bo niektorzy dostawcy sobie ubzdurali, ze nie moga juz wystawic faktury z 19%, bo to jest nielegalne. Wlasnie przyszedl do mnie doradca podatkowy nasz (najbardziej wyluzowany czlowiek na swiecie) i skomentowa to cale zamieszanie tylko jednym gestem (strzelenia sobie w leb) hehe.

Nie wiem czy nie wyjde wczesniej z pracy i nie pojde se umyc glowy przed tym festiwalem, zeby sie lepiej poczuc i odswiezyc, nie wiem tez czy mi nie zdeptaja butkow moich bialych z materialu…

środa, 14 lipca 2010

Horoskopy na dziś

Środa: Ryby
Przed południem możesz wcielać w życie nawet najbardziej egzotyczne pomysły. Otrzymasz dar inspiracji twórczej. Wieczorem jednak tylko dyplomacja i spokój pozwolą ci dojść do celu! Nie marszcz czoła!

RYBY 20 lutego - 20 marca
Emocjonalnie będzie to dla ciebie okres dokonywania wewnętrznych wyborów. Być może poddasz siebie i swoje otoczenie wnikliwej analizie, która da Ci świadomość sytuacji, w jakiej obecnie się znajdujesz. Być może dojrzałeś już do tego, by świadomie postanowić co z tym dalej...

Onet:
Dzisiejszy układ gwiazd jest mało sprzyjający. Nie uda Ci się rozwiązać pewnych spraw tak, jak jak tego oczekiwałeś. Relacje z najbliższym otoczeniem ulegną pogorszeniu.

Miłość: Odwołaj spotkanie z ukochaną osobą.
Praca: Nie podejmuj zbędnego ryzyka.
Zdrowie: Wolne chwile spędzaj na łonie natury.


Rzeczywistość : cały dzień robiłam bilans dla jednej ze spółek i jeszcze nie skończyłam, nie wysłałam ani jednego mejla i nie zrobiłam nic innego, nawet na gmaila nie weszłam, same cyferki i żeby się zgadzało i żeby się excel nie rozjeżdzał i żeby mieć podkładkę pod każde konto (otrzymasz dar inspiracji?). Rozkoszą dla moich oczów był tuńczyk z jajkami, który zjadłam na obiad.
Emocjonalnie będzie to dla ciebie okres dokonywania wewnętrznych wyborów. Być może dojrzałeś już do tego, by świadomie postanowić co z tym dalej...To akurat się zgadza siedząc nad tymi cyferkami w tyle głowy cały czas rozmyślałam o mojej diecie; czy mam ją kontynuować skoro waga ani nie drgnęła, nawet o kilogram (zero motywacji) a jutro spotkanie z expatami i cały czas mam przed oczami czerwon wino, które postanowiłamsobie wypić w nagrodę za wytrzymałość i determinację (15 dni na proteinach i warzywach, beż żadnych węglowodanów). A Aga na swoim blogu pisze co sobie zrobili pysznego z Nunem do jedzenia i dobija mnie :) ("szarlotka z malinami (serwowana z lodami), lasagna, a na niedzielne śniadanie naleśniczki z malinami. Nas niedzielny obiad była też sangria" - swoją drogą zajebiste menu, sangria na niedzielny obiad :)

Wracając do wnikliwej interpretacji horoskopu:

Miłość: Odwołaj spotkanie z ukochaną osobą. very funny
Praca: Nie podejmuj zbędnego ryzyka. tak, moja praca to jedno wielki ryzyko...
Zdrowie: Wolne chwile spędzaj na łonie natury. Dzisiejsze łono natury to był sprint główną ulicą Bukaresztu w ucieczce przed nadchodzącą ulewą z 5cio litrowym baniakiem wody pod pachą.

Idę oglądać film Julie Delpy o Elżbiecie Batory (Julie Delpy), w weekend przeczytałam książkę (moje życie towarzyskie przez nią ucierpiało, bo opócz czytania i jedzenia protein nie robiłam nic innego)

Relacje z najbliższym otoczeniem ulegną pogorszeniu - żadnych relacji i żadnego otoczenia dziś na szczęście nie było.

wtorek, 13 lipca 2010

A oprócz tego mam obniżony nastrój, bo dieta cud nie pomaga wcale...a tyle wyrzeczeń, bułki mi się snią po nocach już nie mówiąc o zimnym piwie...

Dzień pod znakiem szluga

Wstałam o 7 rano i pojechałam do Otopeni (czyli tam gdzie filip morris rumuński ma część biur i produkcję). Umówiłam się z koleżanką, która jechała autem że mnie zgarnie na trasie hee więc pojechałam metrem, żeby się z nią spotkać (po drodze musiałam wyciągnąć soczewkę, bo tak mnie zaczęło coś drażnić w oku, że leciały mi ciurkiem łzy i nic nie widziałam na oczy, masakra). Jak dojechałyśmy do Otopeni byłam idealnie rozmazana z zapuchniętymi oczami, które były przekrwione jakbym sobie włożyła cyrkiel do oka. Zdążyłam tylko położyć torebkę jak wpadła moja menadżerka, która akurat też tego dnia była w Otopeni i zaczęła mnie przedstawiać wszytkim ludziom, których na codzień nękam, ale znam ich tylko ze zdjęć i z rozmów telefonicznych. Więc wypadłam zajebiscie przed nimi, tymbardziej, że ledwo co ich widziałam...
Potem się zabrałam za podłączanie kompa, bo akurat był jeden wolny po koledze, który wyjechał do Lozanny. Zajęło mi to godzinę, bo nic chciałam robić afery na open spejsie i dzwonić po informatyka, więc sobie sama wszystko zorganizowałam.
Aha, przyjechałam po to, żeby pozwiedziać fabrykę, bo usłyszłam, że akurat dziś grupa nowych pracowników będzie miała wprowadzenie zakończone zwiedzaniem fabryki i magazynów. Oczywiście jak się podłączyłam okazało się, że szkoleni mają odwołane i zwiedzania nie ma... buuu, więc postanowiłam,że wracam do Bukaresztu, bo Mihaela wracała autem i chciałam się z nia zabrać. Poszłam się szybko pożegnać ze wszystkimi oczywiście żaląc się, że przyjechałam do Otopeni zobaczyć produkcję i że prawdopodobnie już NIGDY NIGDY tu nie będę i nie zobaczę...Za 15 minut znalazł się pan,który zrobił dla mnie, Mihaeli i Oany (jeszcze jedna nowa dziewczyna w naszym dziale) prywatny factory tour :) Ach byłam taka szczęśliwa, co prawda widziałam już produkcję w Krakowie, która jest wiekszą i bardziej wypasiona, ale i tak.
No i zobaczyłam i porobiłam kilka fotek ukradkiem :P
Akurat na jednej lini była produkcja malborasów czerwonych na polski rynek w papierowym opakowaniu, bez kartonika, nie wiedziałam, że takie u nas są (na zdjęciu poniżej):P




Po zwiedzianiu poszłyśmy jeszcze na jednego darmowego szluga - cała firma ma za darmo dostęp do wszystkich papierosów - za fri, mogą palić ile wlezie. My na szczęście mamy darmową kolę i nesti.
Wracałyśmy 1,5 godziny w korkach do biura, potem poszłam na obiad i wróciłam o 15tej do pracy. Potem praca i 2 godzinna rozmowa z szefową przez telefon i o 20 uciekłam, bo zaczynna mi się znów migrena. Chyba od wrażeń i zapachów. Chociaż przez chwilę poczułam się jak w Krakowie, ten sam zapach tytoniu w całej okolicy jak na Czyżynach. I zatęskniło mi się...

poniedziałek, 12 lipca 2010

Migrene mam

Ale już wiem czemu, burza idzie, tzn. tak mi się zdaje, bo coś się błyska chyba.
Nie wiem idę spać, bo rano jadę do Otopeni, bo chcę w końcu zobaczyć rumuńską fabrykę i najarać się szlugów za darmo hehe

piątek, 9 lipca 2010

Spotkanie expatów i pasta z bakłażana

Wczoraj po pracy wybrałyśmy się z Ivą na spotkanie ekspatów. Jak już po pół godziny dotarłyśmy na miejsce(spod mojego bloku jest 5 min. pieszo, ale Iva była autem, a Bukareszt to jedna niekończąca się jednokierunkowa ulica)to okazało się, że są tylko trzy osoby, jakaś Amerykanka koło, Rumun i jeszcze jakiś Niemiec chyba. Na szczęście szybko zaczęło się zapełniać, więc nie było już tak bardzosztywno, przyszedł Słowak Martin, którego Iva poznała w zeszłym tygodniu, a potem doszła Aga i Nunu. Więc tak się zaczęliśmy integrować jak wściekli, Iva gadała z Martinem po słowacku, ja z Agą po polsku, a Aga z Nunem po portugalsku he. Czasem odpowiedziało się komuś skąd się jest i jak się ma na imię, ale ogólnie nie za bardzo się wczuliśmy w klimat(tam już się wszyscy znali a my bylimśmy nie dość, że nowi, to jeszcze średnio zainteresowani integracją :P)
Za jakiś czas się troszkę rozkręciło, dosiadł się do nas Ahmed z Egiptu, potem Francuz Olivier (który tworzy gry na facebooka :) i na koniec organizator spotkania Christoph Austriak.

Najlepszą zabawą były zakłady kto jest z jakiego kraju (my z Agą oczywiście z Rosji albo z Ukrainy), ale najlepszy był strzał, że Nunu jest z Polski hehe a największe ździwienie, że ja Polka mówię po polsku.

Co najbardziej interesowało naszą lożę bacznych obserwatorów, to to, czemu na spotkaniu ekspatów większość dziewczyn stanowiły Rumunki, ale potem się okazało, że spotykają się nie tylko na piwo - umawiają się też na lekcje salsy i inne takie. No a resztę to już sobie sami dopowiedzieliśmy. Spryciarze.

Przed 23 się zmyliśmy, bo ja już byłam głodna i zmęczona, a Aga i Nunu chcieli złapać ostanie metro. Poza tym wbiłam sobie do głowy, że skoro jutro mój ostatni dzień z warzywami, muszę coś zrobić z tym biednym samotnym bakłażanem, który siedział w lodówce i czekał aż na niego przyjdzie kolej.
Wylądował więc w piekarniku o godzinie 23, w temperaturze 250 stopni... Po 45 minutach (jak w przepisie) wyłączyłam piekarnik i już chciałam go wyciągnąć i ostudzić a tu nagle wybuch! Eksplodował! Dziś się dowiedziałam w pracy, że dziurki trza było zrobić widelcem,bo go powietrze od środka rozsadziło :)


Wyglądał strasznie marnie, z tego co uzbierałam zrobiły się trzy łyżki... a ja miałam już gotowe 3 łyżki cebuli i czosnku, żeby "przyprawić". Byłam już tak padnięta, że przyprawiłam cebulę bakłażanem i poszłam spać. Za bardzo to jadalne nie było, ale dziś wrzuicłam do lecza i zjadłam :)
I jeszcze do lecza koperku i lubczyku dałam i się tak polsko zrobiło w moim rumuńskim leczu :)

Wieczorem miałam iść z Ivą i jej kolegą na kolację, ale znów boli mnie gardeło, więc odpuściłam sobie piątkową najtfiver, bo mam swoją własną fiver.

środa, 7 lipca 2010

Dzieciątka

Wróciłam do domu i znów jest 22. Ale dziś naprawdę idę spać o 23, bo wczoraj udało mi się zasnąc dopiero o 3 nad ranem, więc dziś muszę odespać. Po pierwsze miałam zakręcony dzień jak zwykle, ale wiedziałam, że muszę dziś kupić prezent dla koleżanki, która odchodzi na urlop macierzyński, bo jak mi jutro coś wyskoczy w pracy to mogę nie zdążyć, bo w piątek po pracy jadę i wracam w niedzielę i będzie za późno. Aga miała jechać z Nunu, ale pojadą jutro, więc poszłam do Ivy pracy i pojechałam z nią do Ikei i kupiłam to:



ale sprawdzałam na stronie polskiej, gdzie kosztuje 80 zł, więc akurat tyle ile wydarłam od ludzi z timu. a kurde tutaj kosztuje 140! więc brakuje mi trochę kasy, ale nie pójdę po wszystkich, żeby dali po 5 lei więcej, bo kupiłam za drogi prezent. Niech się mały Razvan cieszy:)

Kupiłam też wagę, żeby nabrać motywacji do dalszej diety, ale nie wiem jak to będzie, bo coś chyba nie za bardzo zrzuciłam z tego co waga pokazuje, no ale nic, poczekam jeszcze tydzień, Iva mówi, że są darmowe rowery w parku Herestrau a Aga przywiozła rolki, więc już niedługo nie tylko dieta ale i ruch :)

Po drugie, Iva stwierdziła, że jestem szalona, że po 2 tygodniowej kuracji i na antybiotykach wybieram się w góry na wycieczkę rowerową, w dodatku w weekend na lać. I zdobyłam się na asertywność i zadzwoniłam do menażerki i powiedziałam, żeby odwołali rezerwację dla mnie, nie chce ryzykować, bo w sumie ucho dalej zatkane. A może jak przyjedzie korason następnym razem to się na taką wyprawę razem ze wspinaczką wybierzemy.

Więc nie jadę, ale wciąż też nie piję, bo antyb. i dieta, więc muszę coś na weekend zaplanować. Może do kina pójdę, bo dawno nie byłam.

A chciałam napisać posta, że się nowe pokolenie Klubu Dam (dawnego Klubu Źle Prowadzących Się Dziewic)rodzi się w Saczu (tzn. część w Sączu, część w Dublinie, ale sądeckie silne korzenie :)

Poznajcie moją nową chrześnicę Lalutkę, już za dwa tygodnie zobaczę to maleństwo:



a tu Felusiątko, co się urodziło w tym tygodniu i jest takie majutkie, nie wiem czemu zdjęcie się bokiem ładuje, i nie wiem jak to zmienić w tym głupim html:

Mocne postanowienie

Od września zapisuję się na rumuński, jak mam tu zostać jeszcze jakiś czas to wykorzytam firmę do cna, niech płacą,a nóż widelec się na coś przyda.

Bizi

Jestem hardkorem, znów wróciłam z roboty o 22, nawet nie wiem jak ten czas w pracy minął...skapnęłam się, że jestem sama w biurze i wydawało mi się, że ktoś chodzi po korytarzu (duch oczywiście, bo kto inny), więc porwałam torebkę i w sekundę byłam w windzie.
Dieta proteinowa ciąg dalszy, teraz mam pięć dni proteiny plus warzywa i mogłabym tak do końca życia, rybki, warzywka i jogurty. Chociaż jak mi dziś koleżanka na lanczu wciskała kawałek piccy zaświeciły mi się oczy, ale byłam silna wolą i odmówiłam :) Narazie żadnych efektów diety nie widać, oprócz wspomnianego wcześniej ślinienia się, dziś na przykład na myśl o chlebku z masłem i pomidorem (który się jadło w dzieciństwie, i pomidor smakował i pachniał jak pomidor, dobra muszę przestać...)
Po pracy poszłam na zakupy, żeby obadać nowy supermarket,który otworzyli bliziutko i nie dość, że jest czynny codziennie do 24, to jeszcze mają warzywa i wszystko i nie jest bardzo drogo, więc nareszcie mam normalny sklep spożywyczy prawie pod nosem!
Z radości, że wróciłam o 22.30 do domu, dostałam przypływu energii i zrobiłam bakłażany nadziewane bakłażanem, pomidorem, czerwoną cebulą z czosnkiem, pietruszką zieloną i kolendrą, na jutro. takie pyyyszne.
A poniżej zdjęcie mojej lodówki podczas diety proteinowej, proszę zauważyć, że moja lodówka przeszła ewolucję; od 8 browarów i wódki do zdrowego jedzenia i braku browarów :(

Aha, bo jeszcze chciałam napisać, że dostałam dziś zaproszenie od mojej menadżerki na weekend do Transylvani do Bran od piątku do niedzieli na wycieczkę rowerową po górach: http://www.hotelcehov.ro/roads_no_more.pdf  i się zgodziłam... z moją wspaniałą kondycją i dietą bez węglowodanów na pewno dam radę, no ale zawsze to jakiś weekend poza bukaresztem i będzie o czym pisać na blogu, jeśli gdzieś nie przepadnę zjedzona przez niedźwiedzie albo wampiry. Idę spać, chociaż gorąco znów się robi i pewnie jak nie zasnę za godzinę znów będę jadła "spox noc", czyli melisa, rumianek i chmiel (przynajmniej w takiej postaci:P ) na dobry sen.

poniedziałek, 5 lipca 2010

pół roku minęło i zapomniałam o tym..

właśnie przeczytałam u Ivy na blogu, że w czwartek świętuje pół roku w Bukareszcie, a ja moją rocznicę przespałam i to dosłownie. no ale biorę te cholerne antybiotyki, więc jeszcze tylko 6 dni i będę mogła świętować :)

Chorość c.d.

Poszłam w sobotę do lekarza, był wspaniały, wytłumaczył mi wszystko co się dzieje pomiędzy uszami, nosem a gardłem i pokazał na obrazkach. Powiedział, żebym sobie zoperowała przegrodę nosową i dał mi 10 milionów leków, ale już po 2 dniach zaczęły działać i nareszcie gardło nie boli! hura! antybiotyk jest tak mocny, że przespałam cały weekend. Dobrze, że Agnieszka dobry człowiek wyciągnęła mnie na wybory (przyjechali po mnie furą, więc zgodziłam się iść zagłosować :P, a w nagrodę kupiłam sobie blender i już mi ślinka cieknie na myśl o tych wszystkich zupkach kremach (najbardziej na myśl o tej z zielonego groszku:

Groszek 3 - Zupa
2 łyżki masła, 1 średnia biała cebula, 0,75 litra bulionu z kurczaka

lub warzywnego, 500 g groszku (świeży lub mrożony), sól i pieprz

Na maśle usmażyć posiekaną cebulę, zalać bulionem. Zagotować. Dodać groszek. Gotować ok. 8 min. Zupę zmiksować. Przyprawić. Można podawać z groszkiem ptysiowym, listkiem bazylii, łyżką gęstej śmietany, olejem sezamowym, pokrojonymi pomidorkami cherry, posiekanymi ziołami, natką pietruszki, miętą.


Ale nie mogę akurat tej przy mojej diecie.Poza tym, że spałam, to nie zrobiłam nic, więc dziś rano przyszłam do pracy jeszcze bardziej zmęczona niż zawsze, ale miałam czasu na nic, bo to ostatni tydzień Aliny w pracy przed macierzyńskim, więc siedziałam z nią cały czas próbując zrozumieć o co chodzi w niektórych raportach i dalej nie rozumiem... więc zaraz się odłącze od internetu i znów muszę nad tym siedzieć...ale przynajmniej wyszłam z roboty o 4, bo zapomniałam zjeść antybiotyk :P


piątek, 2 lipca 2010

Good news

Felusiatko sie urodzilo wczoraj, jest sliczna, slodka i grzeczna. :)

A ja sie zarejestrowalam do laryngologa, bo wczoraj chcac odetkac ucho psiknelam sobie do niego kroplami do nosa, a potem przeczytalam, ze na zatkane ucho dawkuje sie do nosa (zbyt to skomplikowane). Wiec ucho mam zatkane na amen a gardlo dalej boli. Pierwszy rumunski lekarz uuu, moze nawet zaszaleje i do ginekologa i dentysty pojde :)

czwartek, 1 lipca 2010

i już lipiec



Zauważyłam, że brakowało zdjęć w tym poście, więc kilka dodam (stare miasto).
Mam olbrzymi dylemat,nie wiem czy pisać bloga, czy oglądać gotowe na wszystko 6 sezon.

Poza tym jestem trochę pobudzona, bo moja najlepsza na świecie przyjaciółka właśnie jest w trakcie porodu i chyba już naprawdę rodzi, bo nic nie pisze. Jak życzyłam jej, żeby była dzielna i że trzymam kciuki i że super, napisała tylko:"nie pierdol :P, chcesz się zamienić?" a to było już jakiś czas temu, więc chodzę z komórką przyczepioną do ręki i czekam aż dostanę smsa z relacją :P
Wczoraj Marysia mi napisała, że jej największą obawą jest to, że zacznie rodzić w nocy i nie zdąży zjeść, a potem będzie głodna w trakcie 24 godzinnego porodu... :)

Maryś zrobił się post o Tobie, ale już kończę, bo jeszcze dostaniesz tam czkawki w tym szpitalu.

Kto by pomyślał, że pewnego dnia Marysia będzie rodzić Felę w Dublinie, a ja będę wcinać czosnek z jogurtem jak jakiś stary dziadek w Bukareszcie.

A tak na marginesie dziś miałam rozmowę z szefową z Krakowa i dyrektorką finansową z Rumunii i chcą mi przedłużyć mój "short term" assignment na kolejny rok, i oczywiście się zgodziłam, więc muszę zmienić nazwę bloga na dwa lata w Bukareszcie chyba:)

hehe właśnie weszłam na bloga Agnieszki, i przeczytałam w jej podsumowaniu po 5 miesiącach, że ma nadzieje, że przedłużą mi kontrakt i tak właśnie się stało.
Aga właśnie walnęła super posta na podsumowanie po 5 miesiącach, a ja w niedzielę będę miała 6 miesiąc. Obiecuję, że napiszę coś o Rumunii, bo blog Agi jest istnym źródłem informacji o tym kraju, począwszy od mentalności Rumunów, przez jedzenie aż do bezpańskich psów. Mój blog to relacja z moich kaców i z tego gdzie i z kim danego dnia piłam oraz jak to jestem zmęczona po pracy. W dodatku mój blog jest publiczny, a jej tylko dla zaproszonych, bo w innym wypadku chyba tylko wklejałabym linki do jej twórczości. Jeden argument na swoją obronę: Aga biedaczka (chociaż wciąż jej tego zazdroszcze) nudzi się w pracy, bo jej projekt jeszcze nie ruszył, w dodatku ma dostęp do fejsbuka i może pisać bloga. Ja z kolei muszę ustawiać priorytety i wybierać między wyjściem do toalety a zrobieniem herbaty albo między wejsciem na pocztę albo wyjściem po kanapke do sklepu naprzeciw. Apropos kanapki, od wczoraj jestem na diecie proteinowej, więc narazie jem tuńczyka, jajka i jogurty. Jutro trzeci dzień, w niedzielę ostatni, muszę być dzielna, choć dziś jak pomyślałam sobie o ziemniakach, które dawali na weselu u Ilonki S. zrobiło mi się słabo i ślina pociekła mi na klawiaturę.

Dobra jedziemy dalej z koksem. Dziś zrobiło mi się bardzo miło, bo zadzwoniła Delia, żeby spytać się jak tam się czuje, bo słyszała, że jestem chora. Wczoraj zadzwoniła Iva żeby sprawdzić co ze mną i żeby zapytać czy idę z nimi na Szreka 4 w niedzielę (z powodu diety nie mogę pić alkoholu, więc "intelektualna" rozrywka taka jak szrek w rumuńskim kinie dobrze mi zrobi) wieczorem po pracy zadzwoniłam do Agi, bo po 14 godzinach w pracy potrzebowałam sobie poplotkować po polsku, a że zaczynamy mieć tu jedną rumuńską telenowelę brazylijską z pewną dziewczyną (pół stąd, pół z grecji) i chłopcem z krajów obcych (pt), mamy o czym plotkować, yeah! :)

Poza tym dziś chyba spotkałam bratnią duszę w pracy! Zatrudnili nową dziewcznę do działu kontroli wewnętrznej i dziś po spotkaniu przyszła o coś tam zapytać (o jedną fakturkę - powiedziała, że 3 minuty mi zajmie) a tak się zagadała, że opowiedziała mi historię życia (pije dużo wina - stąd to pokrewieństwo dusz). Gdyby nie moje gardło i to że nie mówię zbyt dużo ostatnio, pewnie też bym jej opowiedziała coś o sobie, ale dziś pozwoliłam, żeby sobie dopowiedziała swoją wersję; że jestem tu biedna i samotna i nie wychodzę nigdzie na imprezy i piję do lustra. Więc Aga, mamy już nową miejscówkę na imprezy - grają salsę, zawsze to lepi niż to co usłyszałyśmy w el dictator ... druga to jakiś bbq taras czy coś, płacisz 50 lei i jesz cały dzień dowoli same speciały z grila, między innymi mici, więc Nunu będzie szczęśliwy :)
Tak więc dajcie mi ten weekend na doleczenie gardła (i ucha) a za tydzień pojawi się super nowy fascyjujący post o clubbingu w Bukareszcie (podejście numer 2).

A za dwa tygodnie muszę do Sącza jechać, bo oszaleje z tęsknoty za misiakiem między innymi i muszę moją chrześnicę wreszcie zobaczyć i dać jej buciki, bo niedługo wyrośnie :)

Zaczyna mnie boleć głowa, mam nadzieję, że nie przez zatkane ucho, wczoraj już byłam tak zdesperowana, że chciałam zjeść antybiotyki, które przywiozłam z polski, ale na szczęście tego nie zrobiłam, bo wylądowałabym w szpitalu przemieniona w potwora (jak przed maturą) ponieważ jestem uczulona na penicylinę, i zamieniam się w orka jak ją zjem.

A teraz atrakcja wieczoru, idę wypłukać gardło szałwią i zabić komara co mi się wkradł bastard do sypialni, chociaż coś nie podlatuje do mnie, może go zapach czosnku powalił?

Zaczelo sie, nie moge sie skupic na niczym, Fela powoli nadchodzi:)))))))

Wróciłam z pracy o 23.30 w gardle mam drut kolczasty i mam aż 35 stopni "gorączki" idę wypłukać gardło i spać, bo jutro 2 dzień zamknięcia...ble
a poza tym zimno tu i powodzie
i w piątek protestowali przeciw obcięciu emerytur,a jak tryb. konstytucyjny odrzucił ten projekt, to postanowili, że sobie podniosą vat z 19 na 24% i od jutra mamy już nowe stawki, więc dziś szaleństwo i cały dzień na telefonach, żeby nam kraków zrobił zmiany na czas.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...