niedziela, 26 grudnia 2010

Święta na obczyźnie

Niestety nie jestem w nastroju do pisania bloga, bo nie dosc, ze te dni uplynely tak szybko, ze nie zdazylam ulozyc nowych puzzli to okazalo sie, ze spedzanie swiat bez rodziny to nie cos co moja psychika jest w stanie wytrzymac.
Wiec w wigilie sobie plakalam troche, a potem umarlam ze smiechu :) Okazalo sie, ze ryba, ktora Tycek wybral na glowne danie jest stara i smierdzi na pol domu. Wiec z 5 godzinnego pichcenia w kuchni (barszcz i uszka to bardzo czasochlonne dania) okazalo sie, ze mamy tylko wlasnie to na wigilie.




Halibut od teraz stal sie nasza trauma, poniewaz wietrzylismy po nim mieszkanie 2 dni.
Wczoraj pospacerowalismy po Buku a dzis lezalam i nie robilam nic. Jestem zmeczona wiec ide lezec dalej.
Jak widac na zdjęciu niżej w Bukareszcie wiosna pełną parą, wczoraj było 15 stopni, wszystkie lodowiska się roztopiły, co oczywiscie w niczym nie przeszkadzalo Rumunom w jezdzeniu na lyzwach:)


PS. nikomu nie polecam swiat na obczyznie.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

:)))

http://www.demoty.pl/rio-de-swiebodzineiro-12622

krok po korku, krok po kroku, najpiekniejsze w calym roku, ida swieta, ida swieta

jeszcze tylko dwa dni i bede mogla lepic pierogi, pisac bloga, ukladac pranie i prasowac, leżec i nic nie robic, robic kutie pierwszy raz w zyciu, odpowiadac na mejle, byc na skajpie, zainstalowac nowy windows, spacerowac w dzien, lezec i lezec i nic nie robic tez, i wymyslac za co mam sie przebrac na sylwestra w paryzu (kim chcesz byc). i w ogole! i robic kompot z szuszu.

a to zdjecia ze wczorajszego spaceru:


Aniołek:


Park Cismigiu:




Targi z jedzeniem na placu rewolucji:




Biedny Tycek, chyba ma za malo kontaktu z jezykiem polskim, bo wlasnie chce mi wytlumaczyc fabule filmu, i opowiada: no ta parka wyruszcza na wyprawe jachtem i wzieli rozbitnika..
:)
to chyba jakies nowe polaczenie rozbojnika z rozbitkiem? hehehe

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Spontan

Wczoraj wróciliśmy z wycieczki i zaczęłam czyścić całe mieszkanie, tu i ówdzie domestos, gdzieniegdzie cif a wszystkie podłogi zapodałam ajax. W międzyczasie myjąc wannę myślałam sobie o Kindze, co u niej i kiedy będziemy się mogli do niej wybrać z wizytą. Zapraszała na początku 2011 jak zmienią mieszanie na większe. Potem jak już zrzuciłam gumowe rękawice i zalogowałam się na fejsie :P zobaczyłam, że mam od niej wiadomość, zaproszenie na sylwestra... To dopiero telepatia! Kinga napisała, że mają kilka miejsc wolnych na domówce i pytała czy mamy jakieś plany. W sumie planów nie mamy, więc z ciekawości sprawdziłam ile kosztuje bilet do nich. Okazało się, że nie koszuje dużo, więc po 2 minutach namysłu kupiliśmy bilety i klamka zapadła, spędzamy sylwestra w Paryżuuuuuuuuuuuuuuuuu :)
I nie tylko sylwestra, ale jeszcze dwa i pół dnia na zwiedzanie. yeah i to z najlepszymi przewodnikami, Kingą i Olivierem (ale podliz nie? hehe:)

niedziela, 12 grudnia 2010

Prawdziwy zamek Vlada Palownika

Na początku napiszę tylko dla tych który nas tu nie odwidzają: patrzcie co tracicie :]



W sobotę rano o ósmej wyruszyliśmy żółtym Foxikiem Ivy do Curtea de Arges, pogoda była cudna, niebieskie niebo i słoneczko. Po 11 byliśmy już na miejscu i po zalogowaniu się w hotelu pojechaliśmy na trasę transfogarską.
Na początku zatrzymaliśmy się w Poienari, bo znajdują się tam ruiny zamku z XIII w., który w XIV w. Drakula upodobał sobie jako swoją siedzibę (i zapewne miejsce swych wytrawnych tortur jak odzierani ze skóry, zakopywanie żywcem czy też sławne wbijanie na pal – od tego miał ksywkę Vlad Palovnik (Cepes).




Po tysiącu schodów nie mieliśmy już takiego zapału jak na dole, żeby do zamku dotrzeć, wypluwaliśmy płuca i pot lał się z czoła. Iva naprawdę była wściekła, bo przestała mówić, a to zdarza się bardzo rzadko, no cóż, palacze nacierpieli się bardziej niż ja, ale było za późno, żeby zawracać, więc ostatnie 500 schodów pokonaliśmy w milczeniu. Było warto! Widok wspaniały, chociaż ruiny takie sobie (w 1888 zamek zsunął się ze zbocza do rzeki, i zdołali odbudować tylko mury), coś jak zamek w Rytrze.




Następny przystanek 5 kilometrów dalej to zapora na rzece Arges w Vidraru. Tam też było pięknie, mimo tego, że bardzo zimno udało nam się wyskoczyć z auta na kilka zdjęć.







Do tej pory jak przypominam sobie widok z zapory i platformę do skoków bungee kręci mi się w głowie i nogi robią mi się jak z waty. Zresztą możecie zobaczyć sami jak wygląda widok z platformy:


Próbowaliśmy znaleźć jakieś miejsce, żeby zjeść coś ciepłego, bo od rana na głodzie i po spalonych kaloriach odczuwaliśmy uciążliwe burczenie w brzuchu. Niestety nic w okolicy nie było, tym bardziej dziwiła obecność tych psiaków na tej trasie (serce naprawdę mi pękało).




Wróciliśmy do Curtea de Agres i zjedliśmy w sumie średni, ale ciepły obiad (i to się liczyło), potem godzinna drzemka a wieczór spędziliśmy w saunie, jacuzzi i basenie (basen był zimny, więc tylko pomoczyłam tylko jedną nogę). Zrelaksowałam się na maxa i chyba tego potrzebowałam, bo przede mną najgorsze półtorej tygodnia w roku, czyli przygotowanie do zamknięcia i dwie imprezy firmowe w międzyczasie.
…Ach, jak już o pracy, to pochwalę się, że ja i mój cały tim, dostaliśmy nagrodę za bardzo dobre i ponadprogramowe osiągnięcia abcd (Above and Beyond the Call of Duty, tak się bajerancko nazwa), więc na imprezie finansów będą nam wręczać dyplomy a druga część nagrody przyjdzie przelewem z grudniową wypłatą :) Tak tylko się chciałam pochwalić, bo nie mam komu w tej Rumunii :P I miło tak, że w końcu ktoś docenia mój i nasz wysiłek…




To tak na marginesie było, a na zdjęciu powyżej cerkiew książęca w Curtea de Arges.
Dziś rano zrobiliśmy tour po cerkwiach w Curtea de Arges, ta wyżej była przepiękna i magiczna w środku, nie zrobiliśmy zdjęć, bo kręcił się tam jakiś prezbiter. Tycek najbardziej chciał zobaczyć cerkiew metropolitarną, gdzie wg. legendy budowniczy miał zamurować pierwszą osobę, którą zobaczy (żeby zapewnić solidność budowy) no i zamurował…swoją żonę :)


sobota, 11 grudnia 2010

Wycieczka

Drodzy czytelnicy (Mamo, Marysiu),
Chciałam tylko napisać, że na weekend jedziemy na wycieczkę ze Słowakami, wyjeżdżamy jutro rano, więc nie będzie mnie onlajn. Jedziemy do Curtea de Arges a jeśli za bardzo nie będzie sypało do może nawet dotrzemy do Poienari, prawdziweg zamku Drakulosa. Przynajmniej jakiś ciekawy post będzie.
Muszę kończyć, bo mi bateria pada. Dopiero wróciłam do domu, bo byłam w pracy 12 godz :/a potem kolacja z Serbami i mam śrubę po jedym piwe.
Mamo napisz mi smsa o której godzinie się urodziłam, bo Jelena ma mi spradzić drugi znak horoskopu czy coś tam.
Buziaki

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Koniec pewnego etapu w moim życiu

Nie widzę na oczy, mam wygięty kregosłup i nie mogę go wyprostować, siniaki na kolanach i łokciach, ale juz niedługo...juz jutro po wracam do świata wirtualnego. Muszę poprosić Tycka, zeby gdzieś schował drugie pudełko,które pozyczyłam od Ivy. Poza tym odwiedził nas święty mikołaj dziś i przyniósł śliczny imbryk z chińskiej porcelany, prosto z Chin, dużo czekolady i rogi reniferów.
I jeszcze grzechotki przyniósł, takie cudne, może się kiedyś przydadzą, chyba Mikołaj po prostu nie mógł się oprzeć :)

A na koniec dodam, ze zegnamy sie z literka z z kropką na moim blogu, bo za kazdym razem jak wpisuje "alt z" kasuje się ostatnio napisane zdanie. Żegnaj ż (teraz się udało, ale po kilku próbach).


niedziela, 5 grudnia 2010

Nie chce mi się pisać bloga, bo puzle, które układałam cały dzień odebrały mi energię. Cały dzień spędziłam, żeby ułożyć to dziadostwo i nawet nie poczułam jak minęło 10 godzin!!! I w dodatku nie skończyłam i jestem na siebie zła, że zmarnowałam tyle czasu... 10 godzin, w których mogłam spać, odpoczywać i relaksować mój kręgosłup. Poza tym poprzednie zdanie napisałam właśnie 5 raz, bo 4 razy się skasowało, więc nie piszę nic więcej, bo jak robię alt+z kasuje mi sie kilka słów i naprawdę zaczyn mnie to wkurzać. Ble w ogóle ten czas tak szybko leci w weekend, że naprawdę nie chce mi się iść do tej cholernej roboty jutro i siedzieć kolejne 12 godzin. A poza tym nie ma tu śniegu tylko leje deszcz i jest szaro i buro. I ja chce do domu prawdziwego mojego, nie chce mi się siedzieć już w tym Bukareszcie i jak słyszę rumuński, to mam ochotę rozwalić telewizor. Chyba mam jakiś mały kryzys, a może to puzle?A może wątróbka, kabanos albo śnieg idzie?idę.
Teraz sprawdziłam, nie śnieg...W środę ma być 11 stopni tu, w Sibynie 15:) Dobrze, bo chcemy jechać na wycieczkę w weekend.
Juto wyjdę o 5 z pracy i będę pisać bloga.I skończę puzzle...

niedziela, 21 listopada 2010

Jesień ach to Ty

Nareszcie się jakoś tak zrobiło trochę zimno i jesiennie (temp. spadła poniżej 20 stopni:) i mgła jest i można cały czas leżeć pod kocem i oglądać filmy bez wyrzutów, że ładna pogoda i trzeba iść na spacer albo na rolki. Wczoraj spałam do 12tej, ale obudziłam się z migreną, więc zażyłam aspiryny i poszłam spać na kolejne 2 godziny. Tycek w międzyczasie zrobił picce i posprzątał, więc mogłam do końca dnia się opierniczać. Obejrzałam jeden franc. film obyczajowy z Charlotte Gainsbourg "Ils se marièrent et eurent beaucoup d'enfants", potem Iluzjonistę, Wesele a potem jeszcze oficera.

Ach ponizej fragment z filmu, b.fajny, polecam mamie i Marysi:) Edycie też bym polecila, ale wiem, ze nie czyta zdrajca mojego bloga, który nawiasem mówiąc musi być strasznie interesujący...

Dziś byłam trochę bardziej aktywna i zrobiłam ciasto z orzechami i kremem karmelowym, jest pyszne, ale naprawdę muszę przestać... Może to wcale nie jest dobrze, że nauczyłam się robić te pierogi, tarty i picce, bo zamieniam się w kulkę...
Od grudnia dieta, bo w następną sobotę będziemy w Blavie na urodzinach Ivy i tam na pewno wchłonę 5 milionów kalorii za sprawą haluszków, knedlików i smażaka. aaa juz się nie mogę doczekać:)

W ten piątek wyszliśmy na drinka z Jeleną i jej siostrą Jasminą, która też pracuje u nas, ale jest w Turcji na oddelegowaniu, i wpadła do Buku w odwiedziny. Po drodze zgarnęliśmy Ivę i Alex i poszliśmy na stare miasto, a tam do klubu ze striptizerami, który gorąco polecała Iva. No i tańczył obok nas taki jeden byczek wysmarowany oliwką, ale miał czarne bolerko i czarne gacie dresowe takie z szerszym krokiem do pół łydki i jakieś buty co wyglądały jak skarpetki i kolczyk diamentowy w uchu, ogólnie marnie to wyglądało. Poza tym tak niefortunnie usiedliśmy, że najlepszy widok na sexi byczka miał Tycek hehe. Po tych atrakcjach poszliśmy jeszcze na sziszę jabłkową, ale było tak nadymione w sziszarni, ża zaczynam zazdrościć, że macie już ten zakaz palenia w knajpach. Idę, bo teraz się wciągnęliśmy w oficera i nowe odcinki się ściągneły.

... Park Cismigiu w niedzielę:



poniedziałek, 15 listopada 2010

Za dwa tygodnie stuknie mi jedenaście miesięcy w Buku, szczerze mówiąc nie wiem czy wytrzymam kolejne dziesięć. Idę spać, bo robiłam pierogi odkąd przyszłam z pracy i mi się kręci od nich w głowie. Zrobiłam ruskie i z mąki razowej ze śliwkami suszonymi.

niedziela, 14 listopada 2010

Co można obejrzeć w bukaresztańskim metrze



Sobota po urodzinach kota

W sobotę rano po imprezie mieszkanie było w naprawdę opłakanym stanie, nie mogliśmy nawet zjeść śniadania, więc wyszlismy na spacer. Poszliśmy najpierw do mojego banku, potem do Tycka, w sumie ten sam bank, ale dwa różne oddziały, więc spacer zabrał nam prawie trzy godziny. Przy okazji odkryliśmy nową trasę na rolki. W tle Parlament, który widać z prawie każdego miejsca w Bukareszcie.




Wygłodnieni wylądowaliśmy na pizzy i piwku. Smakowało mi tym lepiej, że miałam widok na czeską ambasadę, centrum czeskie w Bukareszcie i tą uroczą cerkiew:


W drodze powrotej zahaczyliśmy o jakieś regionalne targi. Zakochałam się w grzechotce drewnianej z biedronką, teraz żałuję, że jej nie kupiłam...Oprócz grzechotek było dużo dobrego jedzonka; sery, chleby, wina i mięsa. Kupiliśmy orzechy, więc w nastepną sobotę robię tartę z orzechami i karmelem (w ramach diety oczywiście).

Pierwsze ruskie



Zrobiłam właśnie pierwsze w życiu pierogi ruskie. Są przepyszne i idealne, idę do parku z dziewczynami z pracy, ale potem jak wrócę to nalepie sobie jeszcze z 50, bo za dużo farszu i ciasta zrobiłam. mmm. Zostawiam Tycka sam na sam z pierogami.

sobota, 13 listopada 2010

czwartek, 11 listopada 2010

Gumis

To jest niesamowite, bo bardzo rzadko pije kawe, przewaznie jedna na miesiac, albo nawet rzadziej, ale dzis sobie wypilam urodzinowa kawe z Tyckiem rano i czuje sie jakbym wypila sok z gumijagod! mamy tyle energii, ze zaraz rozniose caly nasz dzial, oczywiscie jestem sama w biurze, bo dopiero 9.20, wiec Rumuni jeszcze spia :)

poniedziałek, 8 listopada 2010

:(

Teraz jak nie mam biletów co miesiąc, to tęsknię za moim włoskim domem wariatów, aż tak, że mnie serce boli, ale jeszcze tylko 11 miesięcy. :*

Juz za 2 tygodnie w Buku!

Jesien w Buku

Już ponad 10 miesięcy tu jestem i tak jak przewidywałam, na tym się nie skończy moja rumuńska przygoda. W grudniu zastanowię się czy będę jeszcze pisała bloga, ale dociągnę na pewno do końca roku, żeby zamkąnać w tym bl ogu chociaż 12 miesięcy. Większość z Was moi drodzy czytelnicy pewnie już wie, że od listopada oficjalnie nie jestem sama, jestem tu z moim Tyckiem, który najpierw przyjechał na urlop a potem spontanicznie znalazł tu pracę i został. Według procedur mojej firmy, jest moją rodziną, a skoro moja rodzina jest tu ze mną, nie mam już statusu rozdzielenia, co za tym idzie, nie zapłacą mi za żadne bilety aż do powrotu (planowany powrót na 30 czerwca). Nieoficjalny powrót planowany jest na 1 października, czyli jeszcze 11 miesięcy przed nami. Zostają nam dwie opcje do wyboru, kupno auta i podróże samochodem, albo tanie linie i telepanie się z przesiadką przez kraje obce i w najlepszym wypadku 8 godzin czekania na przesiadke.
To tylko tak słowem wstępu, bo nie o tym chciałam pisać, tylko o tym, że piękną mamy wiosnę tej jesieni w Bukareszcie.


Dodaje mi to wiele energii, a co za tym idzie, gotuję różne pyszne rzeczy, spaceruję a nawet i sprzątam. Nawet pojechałam z Ivą do Ikei i zakupiłam piękny wieszak na wieszaki i nareszcie nasze ubrania się jakoś mieszczą w naszym rumuńskim gniazdku hahaha.
W niedzielę zrobiłam taką pyszną tartę z jabłkami z mąki razowej, że po kilku godzinach zniknęła. Nieprędko zrobie kolejną, bo tyłek rośnie, ale naprawdę polecam.



Po tarcie poszliśmy na spacer do parku, wystroiłam się w nowe buty, okulary słoneczne i chciałam zrobić sobie fotkę na bloga haha, niestety aparat się rozładował jak zaczęłam pozować do zdjęcia na mostku, więc będzie tylko zdjęcie mostka, a mnie możecie sobie wyobrazić na nim:


Poza tym siedzieliśmy też na ławce, Tycek czytał Sapkowskiego a ja próbowałam się skupić na sudoku, (ot takie niedzielne rozrywki emerytów w parku) a jakaś Rumuńska mała dziewczynka cały czas przynosiła nam liście, i za każdym razem zabierała stary i przynosiła nowy, który według niej był ładniejszy od poprzedniego :P


Reszte niedzieli spędziłam czytając blogi o urządzaniu mieszkań i szukając projektów domów z drewna (bo potrzebuje przecież) a poza tym uzależniłam się od czytania: pracowniawypiekow.blogspot.com i whiteplate.blogspot.com. I sobie marzyłam wczoraj, że mieszkam w domku z bali z kominkiem (z zagospodarowanym poddaszem oczywiście) i że sobie sadzę kwiaty, piękę chleb i mam zioła w ogródku, szczególnie kolendrę i bazylię.

wtorek, 12 października 2010

Serbsko- polski wieczór pokerowy

W końcu udało się Tyckowi znaleźć profesjonalny zestaw do pokera: żetony, karty i gustowny zielony obrusik, który nada każdej grze niepowtarzalny klimat kasyna (na pewno niepowtarzalnym doznaniem było dla Tycka wyprasowanie tego obrusiku żelazkiem - nie wiadomo czemu obrusik się stopił i przylepił do żelazka).


Aby przetestować nowy sprzęcior zaprosiliśmy naszych sąsiadów Jelenę i Gorana na małą partyjkę. Grało się super, emocje sięgały zenitu, okazało się, że Jelena ma całkiem niezły dar blefu, a ja, co pewnie zaskoczy tych, którzy mnie znają, takiego daru nie posiadam...
Tycek narobił sobie długów u Gorana, który jako solidarne jądro wspierał nieboraka, który przegrał wszystkie pieniądze na poczatku gry i służył nam jako barman dolewając ursusa lub jako dealer tasując i rozdając karty. Goran okazał się na tyle chojnym człowiekiem, że dorzucał Tyckowi co jakiś czas 5 euro, żeby mógł wejść all in i pograć resztkami pieniędzy :) Na zdjęciu poniżej ostatnie chwile radości przed niespodziewaną klęską...


Sebowie nas ograli, więc pewnie w niedługim czasie nastąpi rewanż. Goran też chce nas nauczyć grać w brydża, ale po 4 godzinach pokera ciężko było nam pojąć nowe zasady, tłumaczone w serbsko-angielskim slangu, więc narazie sobie odpuściliśmy naukę.



Jeśli chodzi o nasze pozostałe inwestycje w gry i zabawki (oprócz kart i zestawu do pokrea zainwestowaliśmy także w szachy na magnezie -takie do pociągu, niestety brakuje konia, więc musimy coś wykombinować... puzzle oraz zastanawiamy się nad zakupem gry Remi - zasady podobne do remika, tylko, że nie gra się kartami, ale drewnianymi klockami (w zeszłym tygodniu graliśmy z Madą i Oktawianem i także odczuwamy potrzebę rewanżu... Zastanawiam się czy jesteśmy emerytami, czy mamy powrót do czasów młodości (Tycek chciał kupić eurobiznes jak ostatnio byliśmy w księgarni) czy po prostu brakuje nam znajomych na tej rumuńskiej ziemi.

Muszę się jeszcze pochwalić, że nauczyłam się robić ciasto do pizzy, zrobiło mi się trochę za dużo, więc od dwóch dni jemy pizze, ale nie narzekamy :)


Tak miło mi się pisze, jednak musimy iść obejrzeć 3 epizod 5 sezonu Dextera, więc się żegnam.
W piątek po pracy lecimy do Krakowa, więc następny post rumuński po powrocie, czyli po 27 października. Noapte buna.

niedziela, 10 października 2010

wtorek, 5 października 2010

:)

Wróciłam z pracy ze łzami w oczach, bo zimno i paskudnie i brzuch bolał i myślałam, że bierze mnie grypsko jakieś paskudne i w ogóle jesienna deprecha. Ale pierwszy raz od kilku miesięcy weszłam do wanny z gorącą wodą i pianą i wyleżałam się 10 minut aż mi się zrobiło słabo od tego gorąca.
I teraz jestem tak zrelaksowana jak po masażu całego ciała w spa :)
Poza tym bardzo dobre wieści - Tycek zrobił wirelesa w mieszkaniu, więc koniec z naszym ulubionym 4 metrowym kablem niebieskim, który towarzyszył nam od kilku miesiący i o który nieraz przelewaliśmy własną krew.
Poza tym zjadłam pstrąga z natką pietruszki i zaraz idę robić brzuszki.

Wczoraj byliśmy na kolacji pożegnalnej z Agą - zamówiłyśmy sobie dzbaneczek winka i troszkę nam się zakręciło w głowach, Agnieszce tak, że niechcący wylała wino na Włocha siedzącego obok. Włoch nie mógł pogodzić się z faktem, że jego piękne wypasione kremowe włoskie spodnie mają plamę wielkośći 50 groszówki i to w dodatku z wina za 24 leje za litr hehe (ale smaczne)i do końca naszej kolacji rzucał nam spojrzenia zbitego psa, pewnie oczekiwał, że mu zaoferujemy zwrot kosztów za czyszczenie, ale niedoczekanie...Wieśniak...
No i niestety Aga wyjechała, dziś już będzie w domku w Polsce a w niedziele wyrusza na podbój Barcelony, więc jedyne co nam pozostaje biednym Rumunon, to czekać na tanie połączenia z Buku do Barcelony i czytanie nowego bloga Agi - tym razem ma być otwarty, więc będę zamieszczać link, jakby ktoś chciał poczytać o Barcelonie dla odmiany.

piątek, 1 października 2010

czwartek, 30 września 2010

9 miesięcy w Buku

Nie wiem jaki tytuł dla tego posta, wyjdzie w praniu. Wróciłam z pracy niedawno i zrobiłam dla nas super wypasioną kolację - kanapki i czerwone wino. Nareszcie mam czas pisać bloga - czwarty sezon Dextera zakończony. Niestety po Dexterze próbowaliśmy załagodzic głód serialowy i zaczelismy oglądać lie to me, ale to nie to samo, to nie Dexter... :P
Tak czy siak chciałam podsumować tydzień, ale chyba nie za bardzo mam wenę. Więc tylko wymienie:
- przyjechała nowa dziewczyna do naszego działu, Jelena z Serbii mieszka naprzeciw mnie na tym samym piętrze, jest z chłopakiem, więc może zaprosimy ich na karty w sobotę :P
- ułożyłam w końcu puzzle, najgorzej poszło z niebem, ułożenie go to istne piekło, ale dałam radę powiedzmy
- panowie kończą remont bloku - dziś przed wyjściem do pracy wyznaczyłam Tyckowi misję, żeby przypomniał panom o naszym parapecie w sypialni - zapomnieli wymalować i posprzątać po sobie, ogólnie straszny syf za oknem - obiecali Tyckowi, ze to zrobią, jednak jedyne co zdążyli zrobić w czasie naszej nieobecności to rozebrać rusztowanie i wziąć od niego papierosa..
- w sobotę był pożegnalna impreza Agi, jeszcze o tym nie pisałam, ale w skrócie wyjeżdza do Barcelony - w ekspresowym tempie...a Nunu juz tam jest i pracuje
- w pracy dobrze - stary luksus, będę przeprowadzała pierwszą rekrutacje w życiu, więc muszę się nauczyć jak być groźną i zadawać pseudopsychologiczne pytania typu "daj mi przykład sytuacji w której musiałeś wybierać między planowaniem a działaniem" albo "jak sobie radzisz w pracy, która nie jest dla Ciebie wyzwaniem" i ulubione "jakie są Twoje mocne strony"
- odliczam czas do wakacji w Saczu dokładnie za 2 tygodnie, dzień i godzinę będę podchodzić do lądowania w Krakowie (miękkiego)
- dokładnie za 2 tygodnie, dwa dni i godzinę będę leżeć z misiakiem w łóżku i pić winko z mamą i Edytą i wołać Olę, żeby przyszła ze swojego pokoju pogadać z nami :)

piątek, 24 września 2010

Horoskopy - moje hobby

Masz teraz szansę uwolnić się od szkodliwych nałogów i od ludzi, którzy mają na Ciebie zły wpływ, którzy Cię wiążą. Idzie uzdrowienie. Nadchodzi sprawiedliwość.

środa, 22 września 2010

Szoping, kabanos i gorączka zachodniego nilu

Po prezentacji, która poszła mi bardzo dobrze - wywiązała się olbrzymia dyskusja i wszyscy potem mi gratulowali osiągnieć i mojejmu timowi, więc taki wspaniały sukces trzeba było uczcić - zmyłam się z pracy o 5 :)i pojechaliśmy do centrum handlowego cotroceni na szoping. Prawie sobie kupiłam pantofle, które marzą mi się od kilku miesięcy, bo nie mam żadnych i muszę chodzić na boso i myć stopy kilka razy dziennie, bo nie wiem skąd, ale robią się czarne po przejsciu kilku metrów w mieszkaniu - pewnie od remontu elewacji - panowie oczywiście jak zwykle dziś zaczęli skrobanie i wygładzanie tynku od naszegi pietra i naszych okien. Nie od tego że nie sprzątam jakby ktoś miał wątpliwości w sobotę wypucowałam wszystkie podłogi na kolanach!
Ale wracając do szopingu, znalazłam takie piękne buty, idealne! i już miałam za nie zapłacić, ale okazało się, że akurat ten kolor jest dwa razy droższy od innych! czerne, szare i dwa rodzaje brązowych były tańsze niż moje niebieskie i to dwa razy!!!i nie kupiłam w końcu

hahaha właśnie chciałam sprawdzić czy żądam się piszę ż czy rz i pierwszy link jaki wyskakuje w googlach to: Żądam odszkodowania za plemniki w basenie, drugie też niczego sobie: "Jestem podobny do prezydenta i żądam ochrony!" a jak się wpisze rządam to wyskakuje: Rządam wolności słowa !!!

:P

Nie kupiłam butów, ale kupiłam sobie kabanosa i składniki na rumuńską sałatkę grecką, bo miała przyjść do nas Aga, bo okazało się, że zalała sąsiadkę, która zakazała jej korzystania z łazienki pod każdym względem (Aga nie daj się!)ale w końcu musiała zostać, bo właścicielowi musi oddać rano klucze, dziwne, że nie ma własnych...zapomniałam zapytać.

Kończąc już napiszę o mojej kolejnej obsesji - komary, które roznoszą gorączkę zachodniego nilu - ostatnio spędzają mi sen z powiek, nie dość, że co noc jakiś mąci mój sen, to jeszcze dostaliśmy mejla od pana z BHP z ostrzeżeniem, że gorączka dotarła do Rumunii i że komary niosą śmierć i że w ramach zabobiegania należy się nie dać ugryźć!!!ciekawe jak to zrobić! ja przed pójściem spać urządzam polowanie i krwawą jatkę, w zależności czy mam szkła ubrane czy nie czasem udaje się nawet dwa gady na raz upolować. http://www.wprost.pl/ar/?O=63134

http://wiadomosci.onet.pl/swiat/rumunia-demonstracja-przeciwko-cieciom-plac,1,3699731,wiadomosc.html

aaaaaaa

Serce mi wyskoczy, mam zaraz prezentacje na Finance Management mitingu i sie stresuje, zgrywalam luzaka, ale z minuty na mintue jest coraz gorzej z moim ukladem wegetatywnym - jestem jak po 3 kawach. gorzej chyba prezentowac cos przed ludzmi z ktorymi pracujesz w jednym dziale niz przed obcymi aaa. pisze bloga, zeby sie odstresowac, ale nie dziala. i widze ich cienie za szyba sali konferencyjnej i jak zobacze, ze ktos wstaje, zeby mnie zawolac to zejde na zawal hehe. ale mam nadzieje, ze jak wejde to troche sie opanuje, bo mam czas 30 min. zeby prezentowac, a mam tylko 6 slajdow. olboga. ktos sie ruszyl...falszywy alarm. 10 osob jest w srodku, jeszcze nie mialam takiego forum. i przepraszam jak mam rozumiec taki horoskop: Praca: Twoje pragnienia wydają się beznadziejne.

niedziela, 19 września 2010

Transylwania II

Tym razem w planie był Sybin i Sighisoara. W piątek poszliśmy na koncert the Wailers - super, szkoda tylko, że bez Marleya, bo brakowało bardzo, chórki też jakieś niemrawe, ale wokaliści super. Support też ekstra rumuński zespoł El Negro no i miejsce, gdzie odbywał się koncert - Arenele Romane,też fajne. Jak znajdę kabel do komórki to załaduję jakieś zdjęcia.
W sobotę o 5 rano pobudka, bo musielismy złapać autobus do Sibu o 6.30, cudem znalazły się dwa miejsca, bo wszystkie inne były zarezerowane. Szwagropol to nie byłm ogólnie autobus w stanie rozsypki - jak wielkiej okazało się na trasie, gdzie kierowca zatrzymywał się prawie co pół godziny w niewiadomym dla nas celu, być może dolewał wody do chłodnicy, może czekał aż się silnik ostudzi, nie wiem, w każdym razie po sześciu godzinach integrującej wycieczki autobusem byliśmy w Sibiu. Miasteczko czyste, ciche i zadbane - w 2007 roku był Europejską Stolicą Kultury. Zakochałam się, może dlatego, że starówka bardzo przypominała mi Pragę. Przez dwa dni spacerowaliśmy po mieście, odwiedzaliśmy muzea i kościoły i jedliśmy regionalne jedzonko, jak na prawdziwych emerytów przystało.




W poniedziałek rano wyruszliśmy pociągiem do Sighişoary, najbardziej magicznego miejsca w Rumunii - ufortyfikowany średniowieczny gród. Trzeba tam być, żeby poczuć klimat, szczególnie spacerując po cytadeli nocą.



Po prawej na zdjęciu nasz pensjonacik, jak widać lokalizacja ujdzie :P i piękne pokoje i pani, która go prowadzi bardzo pomocna i robi pyszne śniadania.



Pomogła nam w negocjacjach z taksówkarzem, bo niestety nie było innej opcji dostania się do Biertanu, czyli wioski wpisanej na listę Unesco, w środku której znajduje się XV kościół warowny. O Biertanie raczej się nie wspomina, ale naprawdę warto było tam jechać - pan taksówkarz poczekał na nas godzinę aż wszystko zobaczmy (nawet zaliczyliśmy koncert organowy w kościele) a na koniec zabrał nas jeszcze do rezerwatu Breite, gdzie mają ponad 800 letnie dęby, które wyglądają jak z bajki albo z władcy pierścieni jak kto woli. Kozy też fajne były tam.




A to Biertan, ale niestety nie moje zdjęcie: http://www.trekearth.com/gallery/Europe/Romania/West/Alba/photo872783.htm

Po powrocie zwiedziliśmy jeszcze muzeum w Sighiszoarze, Tyckowi się oczy zaświeciły na widok makiety średniowiecznego grodu. Ja miałam swoją atrakcję robiąc zdjęcie figurki z zegara, za co groziła kara 2000 lei, ale warto było, ach ta adrenalina...


W środę rano w drodze powrotej postanowiliśmy zahaczyć jeszcze o Sinaię, bo ostatnio nie zdążyliśmy zwiedzić zamku Peles w środku. Tym razem się udało, czegoś takiego nie widziałam w życiu, no może pałac Dolmabahce robi podobne wrażenie, ale jest to coś co naprawdę trzeba zobaczyć będąc w Rumunii - już w XIX wieku mieli tam centralne odkurzarze i toalety ze spłukiwaniem wow! haha Mama miała rację :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...