Jesień w Bukareszcie pełną parą, oprócz tego, że spadają już kasztany dziś było 30 stopni i bezchmurne niebo. Wybrałyśmy się z Anitą na spacer do parku Kiseleff. Dotarłyśmy do targu staroci, gdzie spędziłyśmy prawie dwie godziny oglądając każdą najmniejszą pierdółkę, mebel, naczynie, kieliszek i nawzajem podsuwając sobie rzeczy do kupienia. Kupno przedwojennego wózka dla lalek chwilowo Anicie odradzilam, chociaż teraz znalazłam nawet ten sam model na allegro i jest droższy niż w Bukareszcie, ale cicho, może Anita nie dojdzie do tego posta hihi, bo podobno czyta bloga od poczatku:) Wózek wyglądał tak, prawda, że fajny?
Ja sobie kupiłam drewnianą figurkę grubej baby w stroju kąpielowym, ale jest tak rewelacyjna, że zostanie sfotografowana jak wróci mój aparat razem z moim chłopcem za dwa tygodnie. Narazie napiszę tylko tyle, że jest piękna i nigdy do tej pory nie miałam jeszcze takiej fajnej rzeczy. Potem znalazłam jeszcze sobie cudny pierścionek za 20 lei, i jest cudny.
Po dziadach, żeby nabrać sił zjadłyśmy u mnie zupę dyniową, a w międzyczasie omówiłyśmy pięc milionów przepisów na dania z dyni i inne warzywne pyszne opcje oraz snułyśmy marzenia o domu z ogrodem i gotowaniu tego co w tym ogrodzi wyrośnie. Potem poszłyśmy na zakupy ciuchowe i ja kupiłam sobie sukienkę idealną na robienie przetworów, a Anita prawie spodnie do plewienia grządek. Temat zdrowej żywności zakończył się wizytą w maku, gdzie wchłonęłyśmy frytki, cziken burgery, kulki serowe z bekonem i po szejku, z informacji na tacce wyszło, że to jedyne 800 kalorii...Idę pohulahopować trochę.
Ale mi zrobiłaś smaka, też chętnie coś zrobię,ale dyni jeszcze nie widziałam w sklepie. I przestan narzekac na pogodę, u nas 10stopni i wieje i pada.
OdpowiedzUsuńA wózek uroczy, gruba baba tez musi być fajna:)