Rano miałam wizytę u lekarza, postanowiłam wyciągnąć Tycka ze mną, żeby
odśnieżyć auto i przepalić silnik. Jako że auto było od tygodnia pod
śniegiem przezornie wyszliśmy z domy 40 min. wcześniej, żeby go
odśnieżyć. Po 20 minutach machania łopatą (śnieg po kolana) udało się
wyjechać. Prawie wyjechać, utknęliśmy w połowie ulicy blokując ruch z
obu stron. Najpierw jakiś dziadek podszedł i zaczął pomagać. Potem ja
wsiadłam do auta a oni pchali, niestety nie szło ani w jedną ani w drugą
stronę. Potem dołączyli ludzie których blokowaliśmy po obu stronach,
trzech ochroniarzy z budynku obok a na koniec dwóch policjantów. Po 20
minutach pchania, usuwania śniegu i lodu 5 łopatami, podkładania kamieni i boksowania udało się wyjechać. Niestety wizyta przepadła a następne miejsce dopiero w marcu. Nie chciało się metrem jechać to teraz muszę czekać miesiąc.
Miejsce zbrodni, wygląda bardzo niewinnie...
A tu wejście do bloku, muszę odkopać gumiaki:
ja miałam dziś "zasepke" 20 cm z lewego boku samochodu i zrezygnowałam z zakupoweg wyjazdu do Lidla ;)u nas śnieg topnieje w oczach
OdpowiedzUsuń