Na weekend ogłoszono czerwony alarm, dokładnie nie wiem co to oznacza, ale ludzie dostali szału i w piątek półki w niektórych sklepach opustoszały:) Czyli musi to oznaczać coś w rodzaju kataklizmu. W telewizji coś wspominali o marznącym deszczu, temperatura jest ujemna, mimo to pada deszcz, który przy zetknięciu z ziemią od razu zamarza, Rumunia zamienia się w wielkie lodowisko.
O zimie w Bukareszcie pisałam już w styczniu 2010,od tej pory nic się nie poprawiło, nie używają soli ani piasku, drogi zamieniają się w jeden lód/błoto, dookoła wielkie zaspy, olbrzymie sople spadają z dachów.
Dlatego też cały dzień siedzę pod kocem, piję kawę, jem tiramisu i nadrabiam zaległości na blogu.
Wczoraj zrobiłam też spanakopit i humusa. Ale tiramisu i to pierwsze w życiu, jest najlepsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz