Byłam dziś po pracy w Carturesti, uroczej księgarnio - kawiarni. To jedno z moich bardziej ulubionych miejsc w Buku (po Shift, Control i Lente). W lecie na tyłach księgarni otwierają najfajniejszy ogródek, z hamakami, olbrzymią lemoniadą i zraszaczami skierowanymi na stoliki. Uwielbiam tam przebywać, chociaż niestety nie mogę za dużo przebierać w książkach (chociaż w lutym rozpoczynam lekcje rumuńskiego, więc kto wie za kilka miesięcy:). Ale oprócz książek mają płyty, gry, filmy, herbaty, zabawki, zapachowe świeczki i inne duperele jak pudełeczka metalowe na herbatę. Można spędzić tam kilka godzin na samym oglądaniu i szperaniu i za każdym razem znajduje się coś nowego.
Dziś na szybko, bo byłam strasznie głodna, wpadłam, żeby kupić prezent dla Mariny. Biedaczka leży w domu po operacji wypadającego dysku, więc postanowiliśmy się zrzucić z ludźmi z pracy i zapewnić jej rozrywkę. Udało mi się wygrzebać 5 książek i 5 filmów dvd, mam nadzieję, że jej się spodobają.
A dla siebie też zrobiłam prezent i kupiłam nową płytę amy winehouse i florence+machine, za 35 lei każda (wydana przez universal music romania). Poza tym mieli w promocji książki po angielsku i kupiłam sobie za 11 lei: ostatniego mohikania, great expectations, little women i jane eyre. To nic, że zwiozłam z Polski kolekcję czeskich książek które zamówiłam sobie przez internet (nie zdążyłam przeczytać żadnej), a w 2011 roku przeczytałam tylko trylogie Larsenna... Oczywiście kupując książkę mam wizję siebie w zimowy weekend pod kocem czytającą, ale przez to, że muszę pisać bloga nie mam czasu na czytanie... :] Mam na szczęście plan awaryjny, jak nie zdążę teraz to na emeryturze będę siedzieć w ogródku w słoneczku i czytać to co sobie właśnie kupiłam.
Wracając do Carturesci, ukradłam kilka zdjęć z internetu:
Ale masz nowy wystrój wnętrza bloga!
OdpowiedzUsuńDawaj linka do twojego alter- blgoa, to sie ponabijamy razem:)