Jestem już ukąpana w piżamie w ślicznym pokoiku w hotelu, ale dzień pełen wrażeń i mam nadzieje, ze zasnę, bo już nie wytrzymam kolejnej nocy bez snu. Elusia mnie zawiozła na lotnisko i przez wszystkie bramki odprawiałam się szybko, bez kolejek, ale niestety samolot był opóźniony 2 godziny tzn. prawie 2 godziny siedzieliśmy w samolocie czekając na pasażerów lecących z Chicago, których samolot był spóźniony... potem jak już wystartowaliśmy leciało się b. przyjemnie (w porównaniu z lotem ze Sztokholmu, gdzie wydawało nam się, że pali się skrzydło he he), zaraz po starcie zaczęli rozdawać chusteczki odświeżające, kanapki, potem napoje a jak zaczęli zbierać śmieci to już kapitan mówił,ze za 40 min będziemy lądować i po 20 minutach zaczęliśmy podchodzić do lądowania. było super widać szczyty Karpat, które wystawały ponad chmury no i fajnie było zobaczyć słońce pierwszy raz od chyba 2 miesięcy :)
Jak wylądowałam musiałam się bardzo spieszyć, bo była już 15 a ja byłam umówiona na oglądanie mieszkań o 17tej. wiec jednocześnie sikałam, odbierałam bagaż i wymieniałam euro na leje.
Potem afera była z taksówka, bo z pracy powiedzieli mi, żebym brała fly taxi nic innego,bo reszta to naciągacze i oszuści, ale zanim się zorientowałam już jakiś dziad mi ciągnął walizkę do swojej taksówki, oczywiście nie fly taxi... i lezie gdzieś a fly taxi stoi przed wyjściem i powiedziałam mu że dziękuje, nie jadę i że muszę fly taxi i nie chciał się odczepić a potem kolejny też mówi że jest z fly taxi, pokazał mi wizytówkę i licencje i już gdzieś lezie z moja walizka na jakiś parking podziemny i otwiera normalne auto osobowe i wyciąga napis taxi z bagażnika a ja już widzę swoje zwłoki pokrojone w tym bagażniku i ja mówię, że nie jadę, a on że nie jest piratem i że da mi rachunek i że za 20 euro i że fly taxi to mafia rumuńska i nie chciał się odczepić, więc wyrwałam mu walizkę i zaczęłam uciekać przed nim a on podbiegł za mną, taki nachalny, w końcu doszłam do tej fly taxi i tam już przechwycili mój bagaż, ale masakra...
Jak już dojechałam do hotelu (a po drodze zobaczyłam trochę Bukaresztu i strasznie mi się spodobał!) to miałam 20 min żeby odsapnąć i musiałam wyjść szukać biura, bo naprzeciw miał czekać na mnie koleś z którym byłam umówiona na oglądanie mieszkania. Oczywiście się zgubiłam i próbowałam odnaleźć się na mapie i jakieś małe dziopki mi pomogły i zaprowadziły mnie na Maria Rossetti,tylko, że niestety na plac a nie na ulicę, więc w ogóle nie wiedziałam gdzie jestem. W końcu zadzwonili po mnie i przyjechali ludzie z którymi byłam umówiona. No i okazało się,że to mieszkanie ( to na które byłam prawie zdecydowana) w sumie wyglądało jak na zdjęciach, ale nie miało żadnego wyposażenia, kubków, garnków, talerzy, odkurzacza nic- niby mówili ze wszystko do załatwienia, ale dziwnie pachniało, przez ten zapach się zniechęciłam. A z okien było widać cały biurowiec Philipa Morrisa, a że jest cały oszklony, to widać było wszystko i wszystkich... Trochę bez sensu wyjść z pracy i przez okno patrzeć na pracę - wiedziałam, że ma być blisko, ale nie przypuszczałam, ze aż tak.
Potem spotkałam się z innym kolesiem (b. przystojny rumun i super po angielsku mówił, ale niestety miał fotelik dziecięcy w aucie hehe) i pokazał mi 3 mieszkania. Jedno cudne, nie było go na zdjęciach ale nie wiem czy nie za drogie, jutro się okaże czy będę mogla je wziąć, jeśli nie to jakieś inne z tamtych. będę wtedy miała telefon stacjonarny i wszystko już elegancko wyposażone nowiutkie i pachnące. Potem poprosiłam, żeby mnie zawiózł do hotelu,bo się pogubiłam i zawiózł mnie i jeszcze objechał ze mną trasę z hotelu do pracy autem, żebym się nie zgubiła jutro jak będę szła :)
Panowie w hotelu też mili, pomogli mi internet podłączyć. Jutro najważniejszy dzień muszę zobaczyć czy ludzie w firmie tez mili...
Idę wyra, bo mi się marzyło cały dzień i poczytam coś.
Wypiłam se już wódkę, którą kupiłam na lotnisku na odwagę do samolotu,choć nie była potrzebna, bo leciało się super, ale za to kosztowała aż 20 zł i to za 50ml :( więc starczyło na jednego drinka. Nie zdążyłam nic zjeść z tego wszystkiego ani nic kupić, więc idę spać zanim zrobię się głodna tak naprawdę.
ta wódeczka jednak pomogla, przynajmniej psychicznie wsparcie...hihi:-)
OdpowiedzUsuń