sobota, 30 stycznia 2010

Zakochałam się

Jeśli można zakochać się w bluzce, to właśnie się to stało ze mną :)


A teraz sobie robię bakłażany w piekarniku z czosnkiem i serem i sosem pomidorowym zapiekane i ktoś zapukał do drzwi...więc wzięłam nóż podeszłam do drzwi i zobaczyłam przez judasza brzuch i to w dodatku męski! na szczęście nie goły, bo umarłabym na zawał, w podkoszulku brzuch i co zrobiłam? otworzyłam drzwi hehe. No i jakiś pan stoi na stołku i się uśmiecha a za nim Robert właściciel mieszkania przyszedł z jakimś kimś naprawić lampę, bo przedtem jak wracałam do domu to spotkałam go i powiedziałam, że lampa po naprawieniu zadziałała aż jeden raz. no to naprawiają mi ją teraz.

a jak zjem ide z Ivą na włoski mjuzikal do rumuńskiego kina. okazało się, że mam aż cztery kina studyjne na ulicy!szaleństwo! no a potem idziemy pozwiedzać okoliczne paby :)

Nie wiem czy bluzkę nową zakładać?

piątek, 29 stycznia 2010

Friday Night Fever

Ciągle w pracy,ale z uśmiechem na twarzy zamykamy miesiąc, prawie wszyscy już poleźli, ja też idę, bo mam focha, śmieją się ze mnie, że nie umiem wymówić "rau" czyli źle, i że wymawiam, jak szczeniak "rau rau" a to jest taka głoska, której my w polskim nie mamy "ye" czy jakoś tak.
Poprosiłam Marinę z biurka obok, żeby udokumentowała moją frajdejnajtfiwer.

Ale poza tym czuję się wspaniale, naprawdę nie wiem czemu, może dlatego, że już weekend i odpocznę sobię, a może dlatego, że praca już mi się rzuciła na mózg i uszczęśliwia mnie siedzenie w robocie do późnych godzin nocnych? nie wiem, ale idę. pa



Ciagle w pracy :/

Kto ma lepiej?

Lekki śnieżek
-8°C
Aktualnie: Lekki śnieżek
Wiatr: zach. z szybkością 13 km/h
Wilgotność: 93%

Śnieg
-5°C
Aktualnie: Śnieg
Wiatr: zach. z szybkością 21 km/h
Wilgotność: 93%

Przelotne opady śniegu
-2°C
Aktualnie: Przelotne opady śniegu
Wiatr: płd.-zach. z szybkością 21 km/h
Wilgotność: 100%


czwartek, 28 stycznia 2010

:)

Czwartek: Ryby
Przyciągniesz do siebie osoby o ognistych energiach. Ożywią cię twoje podświadome pozytywne impulsy. Dojdziesz do celu zgodnie ze swoimi zamierzeniami. Twój sposób bycia będzie dla innych zachętą do działania.

Napisali dziś do mnie jak byłam w pracy mejla, czy ok jeśli dziś przyjdzie Pani, żeby posprzątać mieszkanie. Napisałam, że siur, ale potem sobie przypomniałam, że od miesiąca nie wyrzucałam butelek po winach i piwach do zsypu, bo jak wracałam z pracy, to nie chciało mi się do zsypu spacerować, jak wychodziłam rano nie miała czasu...yyy.
No ale tak fajnie jak wraca się o 22 do domu z pracy i ma się wymyte gary, wyrzucone śmieci i wymienione ręczniki...ach, żeby jeszcze ktoś stopy zmęczone wymasował i plecy i obiad dał, byłoby idealnie. Poza tym naprawili mi światło na korytarzu, mam fotokomórkę, więc jak ktoś znów będzie chciał się zakraść pod drzwi to zostanie oślepiony i mam nadzieje, że ucieknie. I jeszcze mejla właśnie dostałam:

If you need something else just let us know.

Next time (if the weather will be better we will wash also the windows outside).


W życiu nie przypuszczałam, że nadejdzie taki moment, że pozwolę komuś sprzątać za siebie :P Ale zawsze też mogę poprawić po niej albo posprzątać w szafie albo rozmrozić lodówkę gdy najdzie mnie nieodparta ochota na sprzątanie, co nie?

No i odblokowali mi telefon stacjonarny na wychodzące międzynarodowe rozmowy. Jupi!

A w pracy fajnie jest, zamknięcie miesiąca, więc posiedziałyśmy trochę, ale ogólnie wesoło i uczyłam dziewczyny mówić precel a teraz pracują nad: obwarzanek. Alice z innego timu zapytała mnie czy nie będzie mi przeszkadzało jak sobie zapali no i paliła se przy biurku, ale jej wybaczam, bo ma fajny dzwonek w komórce :)

Zauważyłam też, że jak mówię do nich po rumuńsku to sprawiam im wiele radości, więc mówię; dzień dobry, cześć, jak leci, smacznego, pa (bo tak samo mają) i da (tak) hehe i sama mam z tego radość, więc od lutego muszę zacząć te lekcje wreszcie.

Dowiedziałam się także, że w Rumunii urlop macierzyński trwa 5,5 miesiąca, ale potem można wziąć kolejne dwa lata urlopu płatne 85% to jest wspaniałe! chyba urodzę tutaj :P

Na koniec zacytuję smsa od mojego misiaka, Maja dyktuje Edytce co ma mi napisać w smsie:
mamo, jak ciocia wróci ilonka, to już jej nie puszcze nigdzie wiesz. Bo tak strasznie strasznie tęsknie za nią. I z nią polecę samolotem. Oczywiście kogoś mi tu brakuje. Zaraz zaraz kto to może być. Jakiegoś chyba jubilata. jubilata ilonki co się nazywa. takiej cioci mojej najukochańszej.




mój rumunek słodki:


środa, 27 stycznia 2010

Zima

Dobrze, że sobie kupiłam te buty, bo lekki śnieżek i lekki mrozik mamy też tutaj (w weekend -27), ale widocznie nie jest aż tak zimno, bo sąsiedzi dalej urzędują w aucie :(

Śnieżek jest wspaniały, bo zasypuje psie kupy zrobione na poprzednim śniegu, więc powiedzmy, że może być - tak myślałam do wczoraj, ale to co zobaczyłam dziś w nocy zmieniło moje pozytywne nastawienie do śniegu w Bukareszcie.
o 3 w nocy obudził mnie straszny hałas z ulicy, myślałam, że już jest rano i przyjechała śmieciara (codziennie mam pobudkę o 6), ale nie! Było to coś w rodzaju traktora, co zbierało śnieg z jezdni plus drugi pojazd - chyba koparka, która popychała kontener do którego tamten traktorek wsypywał śnieg. I tak przez całą ulicę sobie chłopaki zasuwały. Huk był taki, że nawet stopery nie pomagały!! Oni przez całe miasto jeżdżą z kontenerem popychanym (po asfalcie!) przez koparkę w towarzystwie traktora! Jeśli dziś w nocy postanowią sobie znów poodśnieżać okolicę to muszę im zrobić sesję, żebyście mogli uwierzyć. Mamo, żebyś Ty mogła uwierzyć, bo chyba tylko Ty czytasz mojego bloga :)

Lekki śnieżek
-9°C
Aktualnie: Lekki śnieżek
Wiatr: zach. z szybkością 6 km/h
Wilgotność: 100%




poniedziałek, 25 stycznia 2010

niedziela, 24 stycznia 2010

Pierwszy kac

W piątek z radości, że mam weekend (i dreszcze i gorączkę) oglądałam sex w wielkim mieście do4 rano. W sobotę pospałam do 12 i poszłam z Ivą na wycieczkę krajoznawczą i nawet do muzeum, było straaasznie zimno. http://www.facebook.com/album.php?aid=141687&id=829473935&l=8053bd2c4e

Potem skoczyłyśmy do krefura, po zakupy na wieczór i pojechałyśmy do niej metrem. Mieszka na nowo wybudowanym osiedlu apartamentowców, ale większość z nich nie jest jeszcze oddana do użytku, więc na 21 pięter w jej bloku ma chyba 8 sąsiadów, Po drodze obszczekały nas psy i bałam się naprawdę, bo te u mnie w centrum są bardziej cywilizowane. Podobno wyczuwają strach, ale jak się tu nie bać jak w głowie już miałam gotowy obraz tego jak rozszarpują mnie na kawałki i rozgryzają mi szyję brrrr.





No ale mieszkanko ma śliczne i z widokiem na podświetlony parlament, ślicznie to wygląda. Potem przyszły dziewczyny od niej z pracy Mandalina i Berta z narzeczonym i sobie drinkowaliśmy, a potem pojechaliśmy do tego klubu Silver Church Club na ta bibę:


Zastanawiałyśmy się czy nas wpuszczą bez lateksowych wdzianek he. A tak naprawdę to było super, chociaż byłyśmy po 23 a to za wcześnie, bo zaczęło się zaludniać po północy. Muzyka była super i dużo przystojniaków i pobalowałyśmy sobie z dziewczynami i z Aleksem i występy nawet były...





Chyba za dużo seksu w wielkim mieście ostatnio oglądam, bo zamówiłam sobie cosmopolitana, który był cholernie mocny a potem Mandalina mi odstapiła jeszcze swojego. Jak się okazało po powrocie do domu było to najgorsze połączenie z połową butelki martini, które wypiłam u Ivy. Także do 8 rano miałam dolegliwośći żołądkowe i nie mogłam zasnąć, a potem jak już aviomariny zaczęły działać spałam do 17tej. Ciekawe czy zasnę przed 23 tak jak mam w planach.

piątek, 22 stycznia 2010

Jestem chora idę do łóżka:(

czwartek, 21 stycznia 2010

Pierwszy konfilkt w pracy

...
Żeby zamknąć ten nudny pracowy wątek napiszę jeszcze tylko, że dziś się postawiłam kontrolerowi, i powiedziałam, że nie może już palić na spotkaniach, bo mam astmę i jego dym przeszkadza mi w oddychaniu. Ha! jestem taka asertywna, tylko się wstydzę poprosić, żeby mi zamówili nowy kalkulator, bo ten co dostałam w spadku jest beznadziejny.

Oczywiście nie to miałam zamiar napisać. Chciałam opisać, że kupiłam sobie dziś pyszne chyba naleśniki libańskie i włożyłam do środka mozzarelle i pomidorka i zapiekłam w piekarniku i było to tak pyszne, że jakbym miała siłę, to zrobiłabym sobie drugie. Pozwoliłam sobie sfotografować pana naleśnika:



Aha, zaczynam gadać do siebie, nie wiem czy to zły objaw czy nie, ale jak usłyszałam swój głos, to zaczęłam się nad tym zastanawiać.

Jeszcze jedna rzecz, której doświadczam w Bukareszcie: różne rodzaje zmęczenia po pracy (hehe w Krakowie tego nie miałam):
- nie zmęczona - nie doświadczam
- trochę zmęczona - chce mi się gdzieś wyjść po powrocie z pracy, wychodzę i robię zdjęcia
- zmęczona - robię jedzenie, posiedzę na necie chwilkę, a potem idę do wanny i do wyra oglądać sex w wielkim mieście
- bardzo zmęczona - od razu jak wchodzę piję wino, żeby się nie przewrócić ze zmęczenia, zaczynam się zastanawiać czy się myć, więc od razu wchodzę do wanny, na sekundkę na neta, żeby dać znak, że żyję i do wyra
- padnięta - wczoraj tak było, nawet się nie zastanawiam czy się myć, od razu na neta, żeby napisać, że nie mam siły i od razu do wyra, tylko zęby myję, żeby nie było :]

wtorek, 19 stycznia 2010

Pierwszy Japończyk

Dziś wróciłam z pracy o 20 i miałam trochę energii, żeby przetestować nowe buty. Więc ubrałam je i aparat i polazłam pod blok hehe, a że mieszkam w naprawdę ładnej okolicy zrobiłam kilka zdjęć. Śnieg pada cały czas i jest tak ślicznie, że nic tylko robić zdjęcia! No i zrobiłam kilka(dziesiąt) - dam je na fejsbuk, bo tu się nie zmieszczą :)
Buty spisały się świetnie, chociaż skarpetki mi się ściągnęły całkiem jak spacerowałam, znacie to uczucie?
Dobra a teraz dwie fotki i do wyra, bo jutro dwugodzinna rozmowa z audytem korporacyjnym przez telefon i muszę ładnie wyglądać, żeby się czuć pewnie i żeby wiedzieć o czym mówię (jakoś tak to działa :)



A poza tym sekretarka dyrektorki finansowej dał mi dziś kupony, które można wykorzystać naprzeciw w sklepie (i chyba nie tylko tam); 19 kuponów o wartości 8,72 leja każdy (na styczeń chyba), więc będzie na kilka win... żartuję lanczów, więc miło z jego strony :] Dziś sobie kupiłam ziemniaczki z boczkiem i cebulą i do tego tabule i było pyszne, a wczoraj ryż z warzywami i kurczaka w sosie z oliwkami czarnymi - mniam, lepsze niż eurest (stołówka w Krakowie, chociaż ser smażony mają gorszy! :)
Poza tym Roksana podzieliła się ze mną żółtymi karteczkami i zszywkami, więc się cieszę, bo jak zapytałam przełożoną czy mogę sobie zamówić trejki, żeby trochę bajzel z biurka uporządkować, dowiedziałam się, że nie jest to priorytet i że poprosi w innych działach o trejki dla mnie.he he

A Marina, która siedzi obok zaczyna mnie uczyć rumuńskiego, i podobno nieźle mi idzie(jeśli chodzi o akcent), co-prawda narazie odpowiadam "bine!" [dobrze] na pytanie "cze facz Ilona?" [jak leci] i mówię dzień dobry i dziękuję :]
Idę, bo już 22, ten czas tak szybko tu leci, że nawet nie wiem jak te dwa tygodnie zleciały!
La revedere!

niedziela, 17 stycznia 2010

Pierwszy straight edgowy wieczór w Rumunii

Wczoraj najpierw poszłyśmy na kolację i jadłam bardzo regionalne dnie, które nazywało się burito (przepyszne było) i piłam regionalne piwo Carlsberg. Potem poszłyśmy do klubu mojo, gdzie Iva była umówiona z Johnem, który naprawdę ma na imię Rhys. Ale tam było pusto, więc poszłyśmy obok do knajpy. Ja se piłam driny z koli i absoluta a Iva łoiła browary (druga knajpa, w której nie było rumuńskiego piwa). Przed 23 wróciłyśmy do tego mojo i okazało się, że na górze jest karaoke. Byłam w szoku jak wszyscy ładnie śpiewali, tak fajnie było, że aż sama sobie pośpiewałam, oczywiście nie do mikrofonu, ale gardło trochę zdarłam. Jak poszłam do łazienki na dół okazało się, że na dole jest jakiś koncert, więc poszłam po Ivę, ale akurat sąsiad ze stolika obok zaczął śpiewać metalikę, czego nie mogłyśmy przegapić a potem ktoś tam sex on fire, że zapomniałyśmy o koncercie :]


No ale w końcu przyszedł Angol (który pracuje w ambasadzie uk w Rumunii, ma narzeczona z Kazachstanu i w grudniu się pobierają w Rumunii, i ona też jest księgową a Iva ma jej załatwić pracę w Bukareszcie bo pracuje w agencji rekrutacyjnej -tyle się dowiedziałam od niego w ciągu 5 minut) i okazało się, że zna właścicieli knajpy, więc poznałyśmy jednego, a drugi jak się okazało występował na scenie:
O drugiej Ivę poszła na taksówkę a ja wróciłam spacerkiem do domu (spacerkiem bardzo szybkim, bo trasę zrobiłam w 10 minut, a przeważnie robię ją w 25).

O śnieg pada, znów będzie ładnie! :P

sobota, 16 stycznia 2010

Sobota urodziny kota

Założyłam w końcu konto w banku, kupiłam se kurtkę i sweterek, posprzątałam mieszkanie i idę na kolację a potem na drina z tą słowaczką Ivą i jeszcze jakiś angol Dżon, który też dopiero co tu przyjechał lezie z nami. Mam nadzieję, że będzie fajnie...
Aha w Zarze wcale nie tak drogo jak mi się wydawało tydzień temu. Mango też znalazłam z przecenami:)

piątek, 15 stycznia 2010

Nic nowego

16 godzin w pracy byłam, więc nic nie napisze. Zrobiłam kilka zdjęć rano jak szłam do pracy. Bardzo fajne zakazy parkowania - skuteczne jak sądzę. Idę oglądać sex in de siti :)



czwartek, 14 stycznia 2010

Pierwsza sąsiadka

Wczoraj dostaliśmy zaproszenie od mojej menadżerki Rodiki na lancz, który odbywa się z okazji pożegnania dwóch dziewczyn, które odchodzą na urlop macierzyński (jestem tu z powodu jednej z nich). Oto treść mejla z zaproszeniem:

As some of our colleagues are going to have the biggest achievement in their life and to focus their attention on other objectives like: diapers, toys, baby accessories, etc., Peter is inviting all of you to wish them good luck in their new assignment on Friday between 12:30 and 13:30 during a farewell lunch. Location is not yet decided.
We count on your pleasant presents,
Rodica

Zrozumiałam z powyższej treści, że mamy przynieść miłe prezenty, więc powiedziałam dziewczynom moim, że jak coś kupią to ja się złożę z nimi, bo jedyny sklep jaki mam po drodze do domu to: spożywczy, perfumeria albo sephora, więc nic tam dla małych istot nie kupię.
No ale jak dziś zorganizowałam swoje pierwsze spotkanie z moim timem (było super, poczułam władzę hehe) okazało się, że dziewczyny zrozumiały to tak, że Rodika liczy na naszą presence a nie prezents i prezenty, że już dały w zeszłym tygodniu. Potem faktycznie zapytałam Rodikę, czy kupiła już prezent, a ona powiedziała, że prezenty już dały. Więc dobra chodzi im o presence. Jeszcze lepiej, bo zostało mi 20 lei=20 zł, bo nie otworzyłam jeszcze konta w ichniejszym banku, więc nie mam jeszcze diet. A muszę kupić proszek i zrobić se pranie, bo mi się majtki kończą he :]

Dziś zdarzyły się dwie rzeczy warte opisania. Jedna nie jest warta opisania, ale opiszę ją: siedziałam dziś 4 godziny z Rodiką nad kontami rachunku zysków i strat filipa rumuńskiego i było ekstra. Aż Tycek do mnie zadzwonił kilka razy [wow] hehe, zaniepokojony moim nieodbieraniem i nieodpowiadaniem na smsy, więc jak tylko udało mi się wyleźć z biura po 2o to biegłam, żeby dorwać go jeszcze na skajpie. Ale... i to pierwsze wydarzenie, które chcę opisać: dorwała mnie sąsiadka wychodząca z windy, że coś tam... więc jej powiedziałam, że nie rozumiem, no to ona zapytała czy mówię po niemiecku, no to ja, że ein bisin. No to powiedziała, żebym poczekała a ona sobie tylko listy ze skrzynki wyciągnie. No to postanowiłam poczekać, wykorzystać okazję i zapytać gdzie tu się wyrzuca śmieci (bo ostatnie wrzuciłam do kontenera do segregacji śmieci - chyba do papieru, ale cicho, mam nadzieję, że mnie nikt nie widział). Ale zapomniałam jak są śmieci po niemiecku, dalej nie pamiętam jak są, więc powiedziałam papiren. No to ona mi pokazała jakieś pudełko, gdzie chyba wrzuca się ulotki te, które niechciane przychodzą do skrzynki na listy. No to ja jej pokazuję rękami: śmieci, kosz na śmieci hehe, no ale niestety nie zrozumiała. Tak czy siak pojechałam z nią windą na jej drugie piętro, bo chciała pokazać mi gdzie mieszka i że jeśli mam jakieś pytania albo problemy, to mam przyjść do niej. I ona mówi, że Eleonora no to ja mówię: Ilona, a ona, najn najn: ELEONORA hehe, no to ja mówię, że JA Ilona, no i podałyśmy sobie ręce i vielen dank i guten nacht i tym sposobem mam kolejną koleżankę! Co prawda ma 80 lat i raczej na piwo ze mną nie skoczy, ale i tak miło.

No a skoro mowa o koleżankach, to dziś byłam z Angelo-Antonio odebrać to nie pozwolenie na pracę, bo jako że Rumunia w Unii takiego nie potrzebuję. Pojechałam po certyfikat de inregistrare. Nieważne. Ważne, że musiałam się podpisać przy odbiorze i co zobaczyłam!? Że osoba podpisana przede mną to moja wirtualna koleżanka Słowaczka z którą jestem umówiona na weekend na drina! Super, przynajmniej już wiem, że nie jest tak wirtualna jak ten chłopiec na zdjęciu:


Najwidoczniej jakaś akcja przeciw pedofilom, a plakat znajduje się naprzeciw wejścia do przedszkola. Codziennie rano jak idę do pracy to widzę zapłakane małe człowieki, które wymyślają milion powodów, żeby tylko nie iść do przedszkola.
Popełniłam błąd jak wróciłam z pracy, bo zamiast najpierw coś zjeść a było mi słabo z głodu, najpierw wypiłam wino a teraz jem już 4 grzankę i otworzyłam ptasie mleczko co na czarną godzinę miało być!
Kończę, bo jutro mam być o 7 w pracy, więc o 6.30 pobudka, a tu robi się jasno dopiero o 9. buuu

aha. oto zdjęcie mojego bloku:

wtorek, 12 stycznia 2010

Pierwsza koleżanka

Dziś w pracy było takie urwanie głowy, że nawet nie zdążyłam nic zjeść... Żartuję, zjadłam resztkę humusa i bułkę, ale powyższe zdanie brzmi bardziej dramatycznie.

Po pracy pojechał ze mną Angelo z działu administracji do urzędu imigracyjnego, żeby wyrobić pozwolenie na pracę. Pani w okienku była bardzo miła i załatwiliśmy wszystko w 10 minut, w czwartek mogę już odebrać papiry. A przy okazji pozwiedziałam trochę okolicę, bo choć biuro było rzut beretem najpierw musieliśmy zahaczyć o moje mieszkanie, bo zapomniałam paszportu, więc pojechaliśmy furą i postaliśmy trochę w bukaresztańskich korkach.
Angelo polecił mi kilka coffeeshopów, a jak zapytałam podchwytliwie co tam można kupić i powiedział, że kawę albo czekoladę na gorąco, to wiem, że miał na myśli kawiarnię a nie kofiszop.
Tak czy siak dużo ślicznych knajpeczek i klubów jest w okolicy, więc możecie już zacząć przyjeżdżać!

Poniżej mapka dla odwiedzających mnie; na zielono hotel intercontinental przy mojej ulicy, na czerwono parlament a strzałka fioletowa to tam mieszam.


Aha, zapomniałabym o najważniejszym, w niedzielę jak miałam doła zarejestrowałam się na portalu dla expatów i dziś dostałam wiadomość od jakiejś Słowaczki, która też jest od tygodnia w Bukareszcie na rok i może skoczymy na jakieś piwo albo kawę. Tak czy siak mam już "prawie koleżankę". Narazie jest wirtualna, ale od razu lepiej się czuje. I może będą dwie pieczenie na jednym ogniu i nie będę musiała szukać nauczyciela od czeskiego!

Dziś jedna koleżanka z pracy powiedziała, że wprawdzie nie zabierze mnie na clubbing, ale jak lubię rockowe klimaty to możemy się gdzieś wybrać i jeśli chcę skombinują mi bilet na AC/DC, bo w necie już nie można kupić. To już można liczyć jak "prawie" drugą koleżankę :)

Idę leżec, bo jestem padnięta a już 22.15.Pa!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Pierwsze zdjęcie widoku z pracowniczej kuchni

Dziś nic ze zwiedzania i poznawania kraju nie będzie. Od razu jak wyszłam z pracy wróciłam do domu. Spalam w nocy tylko trzy godziny, więc muszę dziś odespać.
W pracy było nawet fajnie, dostałam od moich dziewczyn zszywacz i dziurkacz i się wzruszyłam.
Zrobiłam z przyczajki też kilka zdjęć w kuchni służbową komórą, którą podarowano mi chyba tylko w takim celu. Teraz widzicie jaki mam widok jak wcinam obiad :)





Poza tym muszę wymyślić jakąś inną odpowiedź na "hał ar ju", bo "fajn, end ju?" już mi wychodzi bokiem. Może coś po rumuńsku się nauczę i przyszpanuję? Poza tym mój zasób słów rumuńskich zwiększa się z dnia na dzień, dziś nauczyłam się nowego słówka: punga czyli siatka. Pani w sklepie była taka miła, że zapakowała mi zakupy w pungę, a wino poradziła, żebym schowała do torebki, bo siatka może się urwać . Po angielsku. Pani w sklepie.

Na moim piętrze się ożywiło, jak wychodziłam z windy najpierw poczułam marihułanę, a potem zobaczyłam, że ktoś ogląda mieszkanie obok, do wynajęcia przez tą samą agencję co moje. Więc jest nadzieja, że będę mieć sąsiadów!
Jutro muszę wybrać się na poszukiwania śmietnika, bo już mi zaczyna śmierdzieć w kuchni.
A co do sąsiadów, to na górze ktoś gra na pianinie, więc miło jest.

Teraz w ramach relaksu pije kolejne przepyszne winko za 14lei=14 zł (ups, chciałam wpisać nazwę, ale zobaczyłam, że to chilijskie wino, więc daruję sobie), wcinam ser pleśniowy, bagietki i humus. Oto sesja specjalnie dla Samuliny:



Mniam mniam!


A przed chwilą zobaczyłam, że pani z naprzeciwka nie mieszka w aucie sama, mieszka z panem, który wyszedł na siku na trawkę. Przynajmniej nie jest sama.

niedziela, 10 stycznia 2010

Pierwszy szok

Nie poszłam dziś nigdzie, nie chciało mi się, miałam dzień gospodarczy; rozpakowywanie pudeł, golenie nóg i szycie skarpetek. Przy okazji naprawiłam sobie torebkę, więc jakiś czas jeszcze powinna posłużyć. Chciałam zobaczyć gdzie jest najbliższy h&m, bo może gdzieś w pobliżu i mogłabym tam się przespacerować,ale nie ma żadnego w Rumunii, więc zostałam w domu.

I jak się okazało nawet nie musiałam wychodzić z domu, żeby przeżyć pierwszy szok. Z okna obserwowałam cały dzień jedną kobietę, która siedziała na krześle obok samochodu naprzeciw wejścia do mojej klatki. Paliła pety, patrzyła w okna, siedziała i siedziała. Tak mnie zaciekawiła, że zza firanki zrobiłam jej zdjęcie:


Myślałam, że może pracuje jako sprzątaczka w ministerstwie obok, albo na kogoś czeka. Jednak potem jak zniknęła a ja ubrałam okulary, żeby cerować skarpetki, zobaczyłam, że ona w tym aucie mieszka i prawie serce mi stanęło. Ja cały czas od przyjazdu użalam się nad swym losem, choć nikt mnie nie zmuszał do przyjazdu tutaj - sama chciałam. A wystarczy spojrzeć przez okno, żeby się postawić do pionu.

Dobra idę sobie obejrzeć film. "Słoneczne miasto" dostałam od dziewczyn z pracy na pożegnanie. Nie mogę się opuszczać w moim czeskim, a od jutra muszę się zabrać za poszukiwanie lektora czeskiego, jeśli taki w ogóle w tym mieście jest.

sobota, 9 stycznia 2010

Pierwszy spacer

Wstałam z łóżka koło 11tej, obudziłam się wcześniej, ale nie miałam żadnej motywacji, żeby cokolwiek robić, więc poleżałam trochę. Potem zjadłam dwie grzanki z miodem, zapakowałam aparat i wyruszyłam z domu. Patrząc na mapę stwierdziłam, że do Parlamentu za daleko, więc dziś pozwiedzam okolicę i przespaceruję się po parku Gradina Cismigiu i postaram się znaleźć jakiś tańszy sklep z jedzeniem.

Oczywiście nie dotarłam do parku, poszłam w dół c. Victorei, wydawało mi się, że mijam po drodze kilka uliczek, które wcześniej widziałam w internecie, ale nie miałam na tyle odwagi, żeby zboczyć z trasy głównej, więc poszłam w dół i dotarłam, do rzeki, która została sztucznie utworzona na rozkaz Ceausescu. Stamtąd miałam rzut beretem do Parlamentu, więc przespacerowałam się i tam. W drodze powrotnej wstąpiłam do Zary, bo jak już mówiłam jestem na kupnie nowej torebki, jednak ceny mają tak wysokie, że nie kupiłam nic. Ale obok Zary znalazłam Kerfura i obładowana siatami wróciłam po czterogodzinnym spacerze do domu. Ugotowałam obiad i siedzę od kilku godzina na skypie :)


Tyle na dziś. Zdjęć nie zrobiłam zbyt wiele, bo na początku w kilku miejscach bałam się wyciągnąć aparat, a potem już nie miałam jak wyciągnąć, bo byłam obładowana jedzeniem. Mają tu tyle pięknych budynków, że każdy zasługuje na osobne zdjęcie, ale niestety albo mają paskudne otoczenie, albo same popadają w ruinę. Poza tym może Was zaskoczę, ale na ulicach strasznie brudno. Niestety.

Poza tym wreszcie odkryłam czym jest ten dziwny dźwięk dobiegający z wnętrza bloku - winda - jeden dźwięk oswojony. Muszę obczaić jeszcze co w przedpokoju skrzeczy.
Rozpakuję się jutro, bo już 21, więc włączę jakiś czeski film, bo niestety kablówka rumuńska nie ma nic ciekawego do zaoferowanie i może pójdę spać. Spróbuję dodać może jeszcze jakieś zdjęcie.



Aha, dziś w ramach nie picia piję tylko jedno piwko - Silva - pyszne. A na zdjęciu wyżej widok z okna.

Zapomniałam dodać, że jestem bardzo dumna ze zdjęcia zrobionego dziś na placu Unirii, więc dodałam je na stronę główną.

Pierwszy dzień

Jestem już ukąpana w piżamie w ślicznym pokoiku w hotelu, ale dzień pełen wrażeń i mam nadzieje, ze zasnę, bo już nie wytrzymam kolejnej nocy bez snu. Elusia mnie zawiozła na lotnisko i przez wszystkie bramki odprawiałam się szybko, bez kolejek, ale niestety samolot był opóźniony 2 godziny tzn. prawie 2 godziny siedzieliśmy w samolocie czekając na pasażerów lecących z Chicago, których samolot był spóźniony... potem jak już wystartowaliśmy leciało się b. przyjemnie (w porównaniu z lotem ze Sztokholmu, gdzie wydawało nam się, że pali się skrzydło he he), zaraz po starcie zaczęli rozdawać chusteczki odświeżające, kanapki, potem napoje a jak zaczęli zbierać śmieci to już kapitan mówił,ze za 40 min będziemy lądować i po 20 minutach zaczęliśmy podchodzić do lądowania. było super widać szczyty Karpat, które wystawały ponad chmury no i fajnie było zobaczyć słońce pierwszy raz od chyba 2 miesięcy :)

Jak wylądowałam musiałam się bardzo spieszyć, bo była już 15 a ja byłam umówiona na oglądanie mieszkań o 17tej. wiec jednocześnie sikałam, odbierałam bagaż i wymieniałam euro na leje.

Potem afera była z taksówka, bo z pracy powiedzieli mi, żebym brała fly taxi nic innego,bo reszta to naciągacze i oszuści, ale zanim się zorientowałam już jakiś dziad mi ciągnął walizkę do swojej taksówki, oczywiście nie fly taxi... i lezie gdzieś a fly taxi stoi przed wyjściem i powiedziałam mu że dziękuje, nie jadę i że muszę fly taxi i nie chciał się odczepić a potem kolejny też mówi że jest z fly taxi, pokazał mi wizytówkę i licencje i już gdzieś lezie z moja walizka na jakiś parking podziemny i otwiera normalne auto osobowe i wyciąga napis taxi z bagażnika a ja już widzę swoje zwłoki pokrojone w tym bagażniku i ja mówię, że nie jadę, a on że nie jest piratem i że da mi rachunek i że za 20 euro i że fly taxi to mafia rumuńska i nie chciał się odczepić, więc wyrwałam mu walizkę i zaczęłam uciekać przed nim a on podbiegł za mną, taki nachalny, w końcu doszłam do tej fly taxi i tam już przechwycili mój bagaż, ale masakra...

Jak już dojechałam do hotelu (a po drodze zobaczyłam trochę Bukaresztu i strasznie mi się spodobał!) to miałam 20 min żeby odsapnąć i musiałam wyjść szukać biura, bo naprzeciw miał czekać na mnie koleś z którym byłam umówiona na oglądanie mieszkania. Oczywiście się zgubiłam i próbowałam odnaleźć się na mapie i jakieś małe dziopki mi pomogły i zaprowadziły mnie na Maria Rossetti,tylko, że niestety na plac a nie na ulicę, więc w ogóle nie wiedziałam gdzie jestem. W końcu zadzwonili po mnie i przyjechali ludzie z którymi byłam umówiona. No i okazało się,że to mieszkanie ( to na które byłam prawie zdecydowana) w sumie wyglądało jak na zdjęciach, ale nie miało żadnego wyposażenia, kubków, garnków, talerzy, odkurzacza nic- niby mówili ze wszystko do załatwienia, ale dziwnie pachniało, przez ten zapach się zniechęciłam. A z okien było widać cały biurowiec Philipa Morrisa, a że jest cały oszklony, to widać było wszystko i wszystkich... Trochę bez sensu wyjść z pracy i przez okno patrzeć na pracę - wiedziałam, że ma być blisko, ale nie przypuszczałam, ze aż tak.

Potem spotkałam się z innym kolesiem (b. przystojny rumun i super po angielsku mówił, ale niestety miał fotelik dziecięcy w aucie hehe) i pokazał mi 3 mieszkania. Jedno cudne, nie było go na zdjęciach ale nie wiem czy nie za drogie, jutro się okaże czy będę mogla je wziąć, jeśli nie to jakieś inne z tamtych. będę wtedy miała telefon stacjonarny i wszystko już elegancko wyposażone nowiutkie i pachnące. Potem poprosiłam, żeby mnie zawiózł do hotelu,bo się pogubiłam i zawiózł mnie i jeszcze objechał ze mną trasę z hotelu do pracy autem, żebym się nie zgubiła jutro jak będę szła :)

Panowie w hotelu też mili, pomogli mi internet podłączyć. Jutro najważniejszy dzień muszę zobaczyć czy ludzie w firmie tez mili...

Idę wyra, bo mi się marzyło cały dzień i poczytam coś.
Wypiłam se już wódkę, którą kupiłam na lotnisku na odwagę do samolotu,choć nie była potrzebna, bo leciało się super, ale za to kosztowała aż 20 zł i to za 50ml :( więc starczyło na jednego drinka. Nie zdążyłam nic zjeść z tego wszystkiego ani nic kupić, więc idę spać zanim zrobię się głodna tak naprawdę.

piątek, 8 stycznia 2010

Pierwszy smutek

Dziś pierwszy raz postanowiłam, że muszę szybko opracować sprytny plan ewakuacji i wycofać się z obietnicy pozostania tu przez rok. Za bardzo się rozkleiłam, na co nie mogę sobie pozwolić, bo jak już zacznę płakać to nie mogę przestać. W sklepie naprzeciw pracy kupiłam wino za 13lei=13zł i właśnie jestem w połowie,jest bardzo smaczne, ale na samopoczucie wpływa tak samo jak hormony, które właśnie krążą mi we krwi; z jednej strony podekscytowanie; aa fajnie jestem w Bukareszcie, ale z drugiej strony ścisk w żołądku i straszna tęsknota za wszystkim, co polskie i za wszystkimi też. Już ponad pół butelki wypiłam i przez ten czas dwa razy się zdążyłam poryczeć i dwa razy ucieszyć, że wreszcie przyjechały moje rzeczy z Polski i sobie je rozpakuje i zrobię namiastkę domu. Ale po krótkim namyśle, postanowiłam, że rozpakowywanie pudeł zostawię sobie na weekend - w ramach relaksu będę sobie rozpakowywać pudła. Dwa z pięciu w międzyczasie zdążyłam rozpakować, bo potrzebowałam dostać się do otwieracza do wina, a drugie, bo miało lampki z ikei te takie wiszące świąteczne, które dodają uroku każdemu wnętrzu. Powiesiłam je w sypialni, ale niestety nic nie doda uroku sypialni,która ma czarne zasłony i jedną ze ścian wyłożoną ciemną tapetą w czerwone kwiatki.

Zastanawiam się, czy nie piszę pierdół na tym moim pierwszym poście w życiu, ale moja siostra Ola, z którą właśnie gadam na skajpie pocieszyła mnie, że i tak nikt nie będzie tego czytał, a jak wkleję linka do bloga na gg, to najwyżej pięć osób to przeczyta. Pocieszyło mnie to, więc będę se pisać pierdoły tu, bo jest to dla mnie rodzaj terapii.

Na jutro mam ambitny plan, wyruszę z mieszkania i trochę pozwiedzam. Nie sądzę, że uda mi się dotrzeć aż do Parlamentu, to sobie zachowam na kolejny weekend. Jutro może pozwiedzam okolicę, muszę znaleźć tańszy sklep niż ten naprzeciw pracy, gdzie serki hochland takie trójkąciki kosztują 8lei=8zł!
Tak czy siak jestem skazana na ten sklep, bo w porze obiadowej można kupić humusa, pilaw albo potrawkę z bakłażana, a że nie mamy stołówki jest to jedyna szansa na zjedzenie czegoś ciepłego. no chyba, że sobie sama ugotuję i przyniosę :)
Muszę opublikować tego posta, żeby wysłać siostrze Oli i Tyckowi, bo już się nie mogą doczekać, żeby to przeczytać, ale jeśli wciąż będę miała wenę będę pisać dalej - naprawdę poprawia humor.he he

Nie chcę, żeby wyszło, że jakoś strasznie się na pisanie tego bloga napaliłam i nie mogę przestać, ale tak fajnie się pisze, a moja siostra Edyta poradziła mi, żebym zaczęła pisać pamiętnik dla mojego syna T.Juniora he. Zaraz idę do sypialni, gdzie niestety nie sięga kabel od Internetu, więc nie będę mogła pisać, ale włączę sobie jakiś czeski film, który mam nadzieję podziała jak balsam na moją duszę i pozwoli wreszcie zasnąć kamiennym snem, bo od przyjazdu tu mam bardzo niespokojny sen i co godzinę się budzę i patrzę na zegarek w telefonie. No, ale wino robi swoje, jeszcze 2 kieliszki i zakończę ten wywód o niczym.

Aha, właśnie przyszło mi na myśl, że skoro już nadałam nazwę blogowi memu 'rok w Bukareszcie' to może napiszę coś na temat miasta dla spragnionych informacji... jeszcze żadne miasto nie wzbudziło we mnie tak silnie mieszanych uczuć, począwszy od zachwytu - jak przyjechałam wszystko było pokryte śniegiem i piękne; białe, czyste i pachnące skończywszy na nie wiem czym, bo jeszcze nie chcę popadać w skrajności, ale niestety po 3 dniach śnieg się stopił, więc już tak ładnie nie jest, ale jutro obejdę okolicę i zobaczę jak wygląda ona bez śniegu. Na mapie widziałam, że jest park niedaleko, wiec chętnie tam przespaceruję. Chciałaby też kupić torebkę nową, bo ta jest dziadowska i urwało się jedno ucho i mogę ją nosić tylko na długim pasku, ale żeby było mi wygodniej zawsze ją podtrzymuje ręką, bo inaczej za bardzo uderza mi w nogi. a jak ją trzymam to wygląda to tak, jakbym się bała, że mi zaraz ktoś ją wyrwie. A nie chcę demonstrować braku zaufania do tubylców, chociaż pan, który wynajął mi mieszkanie zdążył cztery razy powtórzyć, że muszę być bardzo ostrożna i na przykład nie jechać w windzie z innym mężczyzną, tylko wyjść na zewnątrz i poczekać kilka minut aż on zniknie. Jak tu się nie schizować? Już ponad połowę czasu spędzonego w mieszkaniu spędziłam pod drzwiami patrząc w judasza czy ktoś przypadkiem się nie zaczaił pod nimi i nie zamierza mnie zabić. Zresztą nawet jeśli się ktoś zaczaił to i tak nie zobaczę tego, bo nie działa światło na klatce.olaboga.

Najlepszy ubaw mam z tego, że pisząc to wątpię, że ktoś dobrnie w czytaniu tego aż do tego momentu he he, więc jeśli to czytasz to gratuję :) w życiu nie czytałam/pisałam większych pierdół, ale nie mogę przestać pisać, no chyba, że pójdę sobie zrobić grzankę z masłem i może z miodem, ale nie wiem czy miód pasuje do wina. zastanowię się w kuchni.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...