Tycek przywiózł z Polski cały bagażnik darów od rodziców i babci, i oto co się tam znajdowało: papryki, cukinie, pomidory, czosnki te fioletowe, orzechy włoskie, laskowe, fasola, kabanosy, śliwki w czekoladzie, kompot z wiśni, dżem z malin, gruszki, miód, czekolady i własny wkład Tycka: czipsy z Polski! oł je. Wszystkim darczyńcom serdecznie dziękujemy, aż się łezka kręci w oku jak sobie pomyślę o polskiej złotej jesieni. Ale nie czas na sentymenty, bo trzeba coś z tymi darami zrobić. Zaszalałam z dżemem w poprzednim miesiącu, a dziś zrobiłam trzy słoje lecza. Ale to i tak jedna trzecia tego, co czeka w lodówce na dalszą przeróbkę...jak uda mi się znaleźć sklep ze słoikami. Dziś w wielkiej konspiracji i z szybszym biciem serca wyniosłam z pracowej kuchni trzy słoje, a, że puste były, założyłam, że nikt ich nie potrzebuje. Ponad to jaś fasola po ciężkiej podróży z Polski zaczął kiełkować, więc oprócz lecza robię też wegetariańską fasolkę po bretońsku.
Najgorsze jest to, że zanim Tycek dojechał w sobotę po południu jak zdążyłam oblecieć pół placu pod blokiem i nakupiłam siaty warzyw, więc dynie będą czekały na lepsze czasy, a kalafiora musimy zjeść jak najszybciej. Więc jeśli tylko ktoś ma ochotę na leczo, kalafiora z jajkiem sadzonym i bułką tartą z masełkiem albo fasolkę po bretońsku zapraszamy do Bukaresztu. Śliwki zniknęły wczoraj, chyba jakieś karaluszki je wyżarły :P
Dobra skoro już wspomniałam to się pochwalę, mamy auto!!! :) cudne jest i wygodne i zakochałam się. Wymusiłam na Tycku, że zaraz po przyjeździe zabrał mnie na króciótki szlif wokół osiedla. Tak więc zaczęło się planowanie przez cały sobotni wieczór gdzie to w niedziele nie pojdziemy nad jakie jeziora, lasy, kopalnie soli itd, potem trochę ochłonęliśmy i stanęło na ikei i może basen. W niedziele dostaliśmy trochę lenia i zostaliśmy w domu. Ja czując, że tracę energię zaczęłam ćwiczyć jogę, a, że nie miałam maty i ćwiczyłam na śpiworze, kilka razy o mało nie rozwaliłam głowy o stolik szklany. Więc kolejny punkt na naszej liście odwiedzenia autem: dekatlon, żeby kupić matę do ćwiczeń. No i IKEA bankowo, bo mamy jedną kołdrę, więc w nocy silniejszy wygrywa, a poszkodowany marznie przez sen. No i słoiki na dżem z dyni i imbiru. No i po odkurzacz, no i chyba jeszcze telewizor kupimy skoro płacimy za kablówkę.Tzn. ja odkurzacz Tycek telewizor, czyli każdy to co uważa za niezbędne do dalszej egzystencji. Kończę, bo już wypasteryzowałam słoiki i nadszedł czas na mycie garów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz