Nie wiem jak zacząć tego posta... To mój ostatni miesiąc w
Bukareszcie i tym samym ostatni miesiąc tego bloga.
Postanowiłam, że będę pisać o każdym dniu aż do wyjazdu,
żeby zatrzymać jak najwięcej wspomnień z Bukaresztu i czytać sobie na starość
te wypociny moje. Fajne w pisaniu bloga jest to, ile ulotnych rzeczy można
zapisać i potem do nich wrócić. Jak czytam stare posty sprzed 2 lat wszystkie
wspomnienia powracają, pamiętam jak co pachniało, jaka była pogoda i jak się czułam.
Jeszcze to do mnie nie dociera, że po prawie 3 latach moja
rumuńska przygoda dobiega końca. A już pojawia się sentyment. Wczoraj byliśmy na
koncercie i stwierdziliśmy, że już tęsknimy.
Zmiana dla nas będzie olbrzymia, bo nie dość, że jedziemy na
drugi koniec Europy, to jeszcze miasteczko jest malutkie a pogoda w Irlandii
nie jest tak łaskawa jak rumuńska.
Cieszę się bardzo, że wyjeżdżamy, bo byłam już zmęczona, szczególnie pracą i tym
śmierdzącym betonowym miastem. Ale dziwne, bo już tęsknię troszkę.
Na pewno przez ten miesiąc będę miała się czym
zajmować. To, że Tycek (bo to za jego sprawą się przenosimy, dostał
awans i musi się przenieść do Galway) jedzie wcześniej ode mnie, bo 1 lipca
musi być w pracy tam nie jest problemem. Problemem jest logistyka, bo
niestety jego firma prawdopodobnie nie pokryje kosztów przeprowadzki. A ja
przez te trzy lata zdążyłam nagromadzić trochę gratów. Trzeba ciężarówki, bo do
naszego auta nie zmieści się nawet jedna czwarta naszego dobytku. Nawet jeśli rozdam
połowę rzeczy to wciąż pozostają rzeczy bez których się nie ruszę takie jak nowe
rolki, parowar i firanki, które targam ze sobą gdziekolwiek mieszkam od
początku studiów. No i kolekcja czeskich książek, i w ogóle ponad 100 książek i albumów. Nie oddam! :P i ciuchy, i kubki, każdy jest prezentem od kogoś. I narzuty świeczki i palnik gazowy i blender przecie! I gumiaki i hula hop i odkurzacz... cudne pościele z ikei białe w kwiatuszki...
Tyle udało się nagromadzić, dlatego, że mieszkanie, które wynajęliśmy
było super, ale puste.
Nie wspomnę o jedzeniu, którego nawiozłam z Polski i nawet
nie zdążyliśmy zjeść. Więc teraz będziemy jeść tylko kasze jaglane, siemię
lniane, płatki owsiane, soczewicę i pszenicę obłuszczoną. Właśnie upiekłam
chleb i robię zupę ogórkową z przecieru z Tenczynka i fasolkę po bretońsku z kiełbasą,
którą przywiozłam z Sącza tydzień temu.
Dobra to tyle w sumie chciałam powiedzieć słowem wstępu do
czerwcowego wydania Roku w Bukareszcie, który zamienił się w Dwa i pół roku i
pół miesiąca. Dokładnie tyle. I przetrwałam :)
Może napiszę jakieś podsumowanie, ale muszę mieć wenę na to.
Aha, no i zwolniłam się z pracy i od 13 lipca jestem bezrobotna po 6 latach zawrotnej kariery w Philip Morris haha
Co za zmiany i zbiegi okoliczności, ale o tych nie będę pisać na blogu publicznym. ty bywasz jeszcze na facebookowym czacie?
OdpowiedzUsuńIlono, serce moje przepelnia niezmacona radość, z Polski są tanie przeprowadzki do Irl więc może sobie cały dobytek przeniesiecie. Polecam Jeszcze prywatne solarium i wiatrolapy i czekamy na was w Irlandii.
OdpowiedzUsuń