Wczoraj po pracy wybrałyśmy się z Ivą na spotkanie ekspatów. Jak już po pół godziny dotarłyśmy na miejsce(spod mojego bloku jest 5 min. pieszo, ale Iva była autem, a Bukareszt to jedna niekończąca się jednokierunkowa ulica)to okazało się, że są tylko trzy osoby, jakaś Amerykanka koło, Rumun i jeszcze jakiś Niemiec chyba. Na szczęście szybko zaczęło się zapełniać, więc nie było już tak bardzosztywno, przyszedł Słowak Martin, którego Iva poznała w zeszłym tygodniu, a potem doszła Aga i Nunu. Więc tak się zaczęliśmy integrować jak wściekli, Iva gadała z Martinem po słowacku, ja z Agą po polsku, a Aga z Nunem po portugalsku he. Czasem odpowiedziało się komuś skąd się jest i jak się ma na imię, ale ogólnie nie za bardzo się wczuliśmy w klimat(tam już się wszyscy znali a my bylimśmy nie dość, że nowi, to jeszcze średnio zainteresowani integracją :P)
Za jakiś czas się troszkę rozkręciło, dosiadł się do nas Ahmed z Egiptu, potem Francuz Olivier (który tworzy gry na facebooka :) i na koniec organizator spotkania Christoph Austriak.
Najlepszą zabawą były zakłady kto jest z jakiego kraju (my z Agą oczywiście z Rosji albo z Ukrainy), ale najlepszy był strzał, że Nunu jest z Polski hehe a największe ździwienie, że ja Polka mówię po polsku.
Co najbardziej interesowało naszą lożę bacznych obserwatorów, to to, czemu na spotkaniu ekspatów większość dziewczyn stanowiły Rumunki, ale potem się okazało, że spotykają się nie tylko na piwo - umawiają się też na lekcje salsy i inne takie. No a resztę to już sobie sami dopowiedzieliśmy. Spryciarze.
Przed 23 się zmyliśmy, bo ja już byłam głodna i zmęczona, a Aga i Nunu chcieli złapać ostanie metro. Poza tym wbiłam sobie do głowy, że skoro jutro mój ostatni dzień z warzywami, muszę coś zrobić z tym biednym samotnym bakłażanem, który siedział w lodówce i czekał aż na niego przyjdzie kolej.
Wylądował więc w piekarniku o godzinie 23, w temperaturze 250 stopni... Po 45 minutach (jak w przepisie) wyłączyłam piekarnik i już chciałam go wyciągnąć i ostudzić a tu nagle wybuch! Eksplodował! Dziś się dowiedziałam w pracy, że dziurki trza było zrobić widelcem,bo go powietrze od środka rozsadziło :)
Wyglądał strasznie marnie, z tego co uzbierałam zrobiły się trzy łyżki... a ja miałam już gotowe 3 łyżki cebuli i czosnku, żeby "przyprawić". Byłam już tak padnięta, że przyprawiłam cebulę bakłażanem i poszłam spać. Za bardzo to jadalne nie było, ale dziś wrzuicłam do lecza i zjadłam :)
I jeszcze do lecza koperku i lubczyku dałam i się tak polsko zrobiło w moim rumuńskim leczu :)
Wieczorem miałam iść z Ivą i jej kolegą na kolację, ale znów boli mnie gardeło, więc odpuściłam sobie piątkową najtfiver, bo mam swoją własną fiver.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz