Było super, szczególnie silent disco po koncercie faithless:
czyli, że dostajesz słuchawki a tam masz kanały z róźną muzyką i możesz wybrać to co lubisz, ale największa zabawa jest jak ściągasz i jest cicho a dookoła wszyscy balują i to całkiem różnie, w zależności od tego do czego tańczą. DJe byli super, jeden z Holandii kawalarz, a drugi z Serbii, wyglądał jak serj tankian i był czadowy. Jak widział, że ludzie tańczą do tego co grał drugi, wkurzał się i mówił, skoro nie lubicie mojej muzyki to fuck off. ha taki żarcik.
A przed koncertem faithless też był super support, rumuńscy freestylerz. Potem w sobotę pojechałyśmy z Ivą podleczyć kaca na lotnisko, bo był pokaz lotniczy, czy coś tam. Oczywiście zanim dojechałyśmy pokaz się skończył, ale spotkałyśmy faithless jak wysiadali z taksówki na lotniku, i stałyśmy przez 3 minuty i się gapiłyśmy na nich aż w końcu mnie olśniło i zaczęłam krzyczeć: Iva, rób zdjęcia, szybko... a oto efekt:
Jakby ktoś nie zauważył, to pan na prawo od mojego czoła, ten w granatowej czapeczce z napisem białym to wokalista faithless...
Potem Ivie udało się jeszcze zrobić zdjęcie ostatniego lotu na pokazie lotniczym:
Wieczorem były urodziny Caty i Alex u Ivy, więc standardowo karaoke a potem graliśmy w kalambury i było śmiesznie. Do naszej babskiej imprezy dołączył poznany dzień wcześniej Argentyńczyk Diego, na początku chyba był przerażony na jaką imprezę trafł (narąbane laski śpierwające karaoke), ale potem mu się spodobało i jutro idziemy z nim na piwo. O 5 poszłam spać i spałam do 2 w południe, potem szoping na Banesaie i po 3 dniach wróciłam do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz