A w czwartek znów spotkałam się z Catą, a potem poszłyśmy do Ateneum, bo hehe znów udało mi się dostać wejściówki, tym razem 4, więc wzięłam jeszcze Lucka z Andreeą.
Nie było tak rewelacyjnie jak w poniedziałek, ale za to niespodzianką była prawie 90 letnia skrzypaczka, która dała niesamowity koncert. Ida Haendel, bo tak się nazywa pochodzi z Polski! Możecie więcej o niej poczytać tu, a wyglądała tak jak na filmiku.
Ledwo co się poruszała po scenie, taka babuszka kochana, grała cudnie i dowcip też miała cięty, bo cały czas coś śmiesznie komentowała w przerwach. A na koniec dużo osób weszło na scenę ją wyściskać i wyprzytulać. :)
Potem jeszcze recital George Enescu, najsłynniejszego rumuńskiego kompozytora. Ale że tak powiem, nie jestem koneserem sonaty nr 3, albo mój żołądek nie jest, bo dostałam napadu głodu i planowałam co zjem jak przyjdę do domu. Zauważyłam też, że byłam jedyną kobietą w całym ateneum, która nie miała kolczyków. Nie wiem czy to coś znaczy i czy mam się niepokoić?
Idę pod prysznic, bo nadszedł czas kryzysu temperaturowego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz