Na początku napiszę tylko dla tych który nas tu nie odwidzają: patrzcie co tracicie :]
W sobotę rano o ósmej wyruszyliśmy żółtym Foxikiem Ivy do Curtea de Arges, pogoda była cudna, niebieskie niebo i słoneczko. Po 11 byliśmy już na miejscu i po zalogowaniu się w hotelu pojechaliśmy na trasę transfogarską.
Na początku zatrzymaliśmy się w Poienari, bo znajdują się tam ruiny zamku z XIII w., który w XIV w. Drakula upodobał sobie jako swoją siedzibę (i zapewne miejsce swych wytrawnych tortur jak odzierani ze skóry, zakopywanie żywcem czy też sławne wbijanie na pal – od tego miał ksywkę Vlad Palovnik (Cepes).
Po tysiącu schodów nie mieliśmy już takiego zapału jak na dole, żeby do zamku dotrzeć, wypluwaliśmy płuca i pot lał się z czoła. Iva naprawdę była wściekła, bo przestała mówić, a to zdarza się bardzo rzadko, no cóż, palacze nacierpieli się bardziej niż ja, ale było za późno, żeby zawracać, więc ostatnie 500 schodów pokonaliśmy w milczeniu. Było warto! Widok wspaniały, chociaż ruiny takie sobie (w 1888 zamek zsunął się ze zbocza do rzeki, i zdołali odbudować tylko mury), coś jak zamek w Rytrze.
Następny przystanek 5 kilometrów dalej to zapora na rzece Arges w Vidraru. Tam też było pięknie, mimo tego, że bardzo zimno udało nam się wyskoczyć z auta na kilka zdjęć.
Do tej pory jak przypominam sobie widok z zapory i platformę do skoków bungee kręci mi się w głowie i nogi robią mi się jak z waty. Zresztą możecie zobaczyć sami jak wygląda widok z platformy:
Próbowaliśmy znaleźć jakieś miejsce, żeby zjeść coś ciepłego, bo od rana na głodzie i po spalonych kaloriach odczuwaliśmy uciążliwe burczenie w brzuchu. Niestety nic w okolicy nie było, tym bardziej dziwiła obecność tych psiaków na tej trasie (serce naprawdę mi pękało).
Wróciliśmy do Curtea de Agres i zjedliśmy w sumie średni, ale ciepły obiad (i to się liczyło), potem godzinna drzemka a wieczór spędziliśmy w saunie, jacuzzi i basenie (basen był zimny, więc tylko pomoczyłam tylko jedną nogę). Zrelaksowałam się na maxa i chyba tego potrzebowałam, bo przede mną najgorsze półtorej tygodnia w roku, czyli przygotowanie do zamknięcia i dwie imprezy firmowe w międzyczasie.
…Ach, jak już o pracy, to pochwalę się, że ja i mój cały tim, dostaliśmy nagrodę za bardzo dobre i ponadprogramowe osiągnięcia abcd (Above and Beyond the Call of Duty, tak się bajerancko nazwa), więc na imprezie finansów będą nam wręczać dyplomy a druga część nagrody przyjdzie przelewem z grudniową wypłatą :) Tak tylko się chciałam pochwalić, bo nie mam komu w tej Rumunii :P I miło tak, że w końcu ktoś docenia mój i nasz wysiłek…
To tak na marginesie było, a na zdjęciu powyżej cerkiew książęca w Curtea de Arges.
Dziś rano zrobiliśmy tour po cerkwiach w Curtea de Arges, ta wyżej była przepiękna i magiczna w środku, nie zrobiliśmy zdjęć, bo kręcił się tam jakiś prezbiter. Tycek najbardziej chciał zobaczyć cerkiew metropolitarną, gdzie wg. legendy budowniczy miał zamurować pierwszą osobę, którą zobaczy (żeby zapewnić solidność budowy) no i zamurował…swoją żonę :)
Piękne zdjęcia Ilonko,my bardzo chcemy się wybrać, tylko może jak się cieplej zrobi.Skoro tak zapraszasz:)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od stęsknionej Felutki, która ostrzy sobie zęby( na razie jednego) na moim nosie:* No i gratulujemy dobrych wyników, przowodnico pracy!