Niestety nie jestem w nastroju do pisania bloga, bo nie dosc, ze te dni uplynely tak szybko, ze nie zdazylam ulozyc nowych puzzli to okazalo sie, ze spedzanie swiat bez rodziny to nie cos co moja psychika jest w stanie wytrzymac.
Wiec w wigilie sobie plakalam troche, a potem umarlam ze smiechu :) Okazalo sie, ze ryba, ktora Tycek wybral na glowne danie jest stara i smierdzi na pol domu. Wiec z 5 godzinnego pichcenia w kuchni (barszcz i uszka to bardzo czasochlonne dania) okazalo sie, ze mamy tylko wlasnie to na wigilie.
Halibut od teraz stal sie nasza trauma, poniewaz wietrzylismy po nim mieszkanie 2 dni.
Wczoraj pospacerowalismy po Buku a dzis lezalam i nie robilam nic. Jestem zmeczona wiec ide lezec dalej.
Jak widac na zdjęciu niżej w Bukareszcie wiosna pełną parą, wczoraj było 15 stopni, wszystkie lodowiska się roztopiły, co oczywiscie w niczym nie przeszkadzalo Rumunom w jezdzeniu na lyzwach:)
PS. nikomu nie polecam swiat na obczyznie.
niedziela, 26 grudnia 2010
poniedziałek, 20 grudnia 2010
krok po korku, krok po kroku, najpiekniejsze w calym roku, ida swieta, ida swieta
jeszcze tylko dwa dni i bede mogla lepic pierogi, pisac bloga, ukladac pranie i prasowac, leżec i nic nie robic, robic kutie pierwszy raz w zyciu, odpowiadac na mejle, byc na skajpie, zainstalowac nowy windows, spacerowac w dzien, lezec i lezec i nic nie robic tez, i wymyslac za co mam sie przebrac na sylwestra w paryzu (kim chcesz byc). i w ogole! i robic kompot z szuszu.
Aniołek:
Biedny Tycek, chyba ma za malo kontaktu z jezykiem polskim, bo wlasnie chce mi wytlumaczyc fabule filmu, i opowiada: no ta parka wyruszcza na wyprawe jachtem i wzieli rozbitnika..
a to zdjecia ze wczorajszego spaceru:
Aniołek:
Park Cismigiu:
Targi z jedzeniem na placu rewolucji:
Biedny Tycek, chyba ma za malo kontaktu z jezykiem polskim, bo wlasnie chce mi wytlumaczyc fabule filmu, i opowiada: no ta parka wyruszcza na wyprawe jachtem i wzieli rozbitnika..
:)
to chyba jakies nowe polaczenie rozbojnika z rozbitkiem? hehehe
poniedziałek, 13 grudnia 2010
Spontan
Wczoraj wróciliśmy z wycieczki i zaczęłam czyścić całe mieszkanie, tu i ówdzie domestos, gdzieniegdzie cif a wszystkie podłogi zapodałam ajax. W międzyczasie myjąc wannę myślałam sobie o Kindze, co u niej i kiedy będziemy się mogli do niej wybrać z wizytą. Zapraszała na początku 2011 jak zmienią mieszanie na większe. Potem jak już zrzuciłam gumowe rękawice i zalogowałam się na fejsie :P zobaczyłam, że mam od niej wiadomość, zaproszenie na sylwestra... To dopiero telepatia! Kinga napisała, że mają kilka miejsc wolnych na domówce i pytała czy mamy jakieś plany. W sumie planów nie mamy, więc z ciekawości sprawdziłam ile kosztuje bilet do nich. Okazało się, że nie koszuje dużo, więc po 2 minutach namysłu kupiliśmy bilety i klamka zapadła, spędzamy sylwestra w Paryżuuuuuuuuuuuuuuuuu :)
I nie tylko sylwestra, ale jeszcze dwa i pół dnia na zwiedzanie. yeah i to z najlepszymi przewodnikami, Kingą i Olivierem (ale podliz nie? hehe:)
I nie tylko sylwestra, ale jeszcze dwa i pół dnia na zwiedzanie. yeah i to z najlepszymi przewodnikami, Kingą i Olivierem (ale podliz nie? hehe:)
niedziela, 12 grudnia 2010
Prawdziwy zamek Vlada Palownika
Na początku napiszę tylko dla tych który nas tu nie odwidzają: patrzcie co tracicie :]
W sobotę rano o ósmej wyruszyliśmy żółtym Foxikiem Ivy do Curtea de Arges, pogoda była cudna, niebieskie niebo i słoneczko. Po 11 byliśmy już na miejscu i po zalogowaniu się w hotelu pojechaliśmy na trasę transfogarską.
Na początku zatrzymaliśmy się w Poienari, bo znajdują się tam ruiny zamku z XIII w., który w XIV w. Drakula upodobał sobie jako swoją siedzibę (i zapewne miejsce swych wytrawnych tortur jak odzierani ze skóry, zakopywanie żywcem czy też sławne wbijanie na pal – od tego miał ksywkę Vlad Palovnik (Cepes).
Po tysiącu schodów nie mieliśmy już takiego zapału jak na dole, żeby do zamku dotrzeć, wypluwaliśmy płuca i pot lał się z czoła. Iva naprawdę była wściekła, bo przestała mówić, a to zdarza się bardzo rzadko, no cóż, palacze nacierpieli się bardziej niż ja, ale było za późno, żeby zawracać, więc ostatnie 500 schodów pokonaliśmy w milczeniu. Było warto! Widok wspaniały, chociaż ruiny takie sobie (w 1888 zamek zsunął się ze zbocza do rzeki, i zdołali odbudować tylko mury), coś jak zamek w Rytrze.
Następny przystanek 5 kilometrów dalej to zapora na rzece Arges w Vidraru. Tam też było pięknie, mimo tego, że bardzo zimno udało nam się wyskoczyć z auta na kilka zdjęć.
Do tej pory jak przypominam sobie widok z zapory i platformę do skoków bungee kręci mi się w głowie i nogi robią mi się jak z waty. Zresztą możecie zobaczyć sami jak wygląda widok z platformy:
Próbowaliśmy znaleźć jakieś miejsce, żeby zjeść coś ciepłego, bo od rana na głodzie i po spalonych kaloriach odczuwaliśmy uciążliwe burczenie w brzuchu. Niestety nic w okolicy nie było, tym bardziej dziwiła obecność tych psiaków na tej trasie (serce naprawdę mi pękało).
Wróciliśmy do Curtea de Agres i zjedliśmy w sumie średni, ale ciepły obiad (i to się liczyło), potem godzinna drzemka a wieczór spędziliśmy w saunie, jacuzzi i basenie (basen był zimny, więc tylko pomoczyłam tylko jedną nogę). Zrelaksowałam się na maxa i chyba tego potrzebowałam, bo przede mną najgorsze półtorej tygodnia w roku, czyli przygotowanie do zamknięcia i dwie imprezy firmowe w międzyczasie.
…Ach, jak już o pracy, to pochwalę się, że ja i mój cały tim, dostaliśmy nagrodę za bardzo dobre i ponadprogramowe osiągnięcia abcd (Above and Beyond the Call of Duty, tak się bajerancko nazwa), więc na imprezie finansów będą nam wręczać dyplomy a druga część nagrody przyjdzie przelewem z grudniową wypłatą :) Tak tylko się chciałam pochwalić, bo nie mam komu w tej Rumunii :P I miło tak, że w końcu ktoś docenia mój i nasz wysiłek…
To tak na marginesie było, a na zdjęciu powyżej cerkiew książęca w Curtea de Arges.
Dziś rano zrobiliśmy tour po cerkwiach w Curtea de Arges, ta wyżej była przepiękna i magiczna w środku, nie zrobiliśmy zdjęć, bo kręcił się tam jakiś prezbiter. Tycek najbardziej chciał zobaczyć cerkiew metropolitarną, gdzie wg. legendy budowniczy miał zamurować pierwszą osobę, którą zobaczy (żeby zapewnić solidność budowy) no i zamurował…swoją żonę :)
W sobotę rano o ósmej wyruszyliśmy żółtym Foxikiem Ivy do Curtea de Arges, pogoda była cudna, niebieskie niebo i słoneczko. Po 11 byliśmy już na miejscu i po zalogowaniu się w hotelu pojechaliśmy na trasę transfogarską.
Na początku zatrzymaliśmy się w Poienari, bo znajdują się tam ruiny zamku z XIII w., który w XIV w. Drakula upodobał sobie jako swoją siedzibę (i zapewne miejsce swych wytrawnych tortur jak odzierani ze skóry, zakopywanie żywcem czy też sławne wbijanie na pal – od tego miał ksywkę Vlad Palovnik (Cepes).
Po tysiącu schodów nie mieliśmy już takiego zapału jak na dole, żeby do zamku dotrzeć, wypluwaliśmy płuca i pot lał się z czoła. Iva naprawdę była wściekła, bo przestała mówić, a to zdarza się bardzo rzadko, no cóż, palacze nacierpieli się bardziej niż ja, ale było za późno, żeby zawracać, więc ostatnie 500 schodów pokonaliśmy w milczeniu. Było warto! Widok wspaniały, chociaż ruiny takie sobie (w 1888 zamek zsunął się ze zbocza do rzeki, i zdołali odbudować tylko mury), coś jak zamek w Rytrze.
Następny przystanek 5 kilometrów dalej to zapora na rzece Arges w Vidraru. Tam też było pięknie, mimo tego, że bardzo zimno udało nam się wyskoczyć z auta na kilka zdjęć.
Do tej pory jak przypominam sobie widok z zapory i platformę do skoków bungee kręci mi się w głowie i nogi robią mi się jak z waty. Zresztą możecie zobaczyć sami jak wygląda widok z platformy:
Próbowaliśmy znaleźć jakieś miejsce, żeby zjeść coś ciepłego, bo od rana na głodzie i po spalonych kaloriach odczuwaliśmy uciążliwe burczenie w brzuchu. Niestety nic w okolicy nie było, tym bardziej dziwiła obecność tych psiaków na tej trasie (serce naprawdę mi pękało).
Wróciliśmy do Curtea de Agres i zjedliśmy w sumie średni, ale ciepły obiad (i to się liczyło), potem godzinna drzemka a wieczór spędziliśmy w saunie, jacuzzi i basenie (basen był zimny, więc tylko pomoczyłam tylko jedną nogę). Zrelaksowałam się na maxa i chyba tego potrzebowałam, bo przede mną najgorsze półtorej tygodnia w roku, czyli przygotowanie do zamknięcia i dwie imprezy firmowe w międzyczasie.
…Ach, jak już o pracy, to pochwalę się, że ja i mój cały tim, dostaliśmy nagrodę za bardzo dobre i ponadprogramowe osiągnięcia abcd (Above and Beyond the Call of Duty, tak się bajerancko nazwa), więc na imprezie finansów będą nam wręczać dyplomy a druga część nagrody przyjdzie przelewem z grudniową wypłatą :) Tak tylko się chciałam pochwalić, bo nie mam komu w tej Rumunii :P I miło tak, że w końcu ktoś docenia mój i nasz wysiłek…
To tak na marginesie było, a na zdjęciu powyżej cerkiew książęca w Curtea de Arges.
Dziś rano zrobiliśmy tour po cerkwiach w Curtea de Arges, ta wyżej była przepiękna i magiczna w środku, nie zrobiliśmy zdjęć, bo kręcił się tam jakiś prezbiter. Tycek najbardziej chciał zobaczyć cerkiew metropolitarną, gdzie wg. legendy budowniczy miał zamurować pierwszą osobę, którą zobaczy (żeby zapewnić solidność budowy) no i zamurował…swoją żonę :)
sobota, 11 grudnia 2010
Wycieczka
Drodzy czytelnicy (Mamo, Marysiu),
Chciałam tylko napisać, że na weekend jedziemy na wycieczkę ze Słowakami, wyjeżdżamy jutro rano, więc nie będzie mnie onlajn. Jedziemy do Curtea de Arges a jeśli za bardzo nie będzie sypało do może nawet dotrzemy do Poienari, prawdziweg zamku Drakulosa. Przynajmniej jakiś ciekawy post będzie.
Muszę kończyć, bo mi bateria pada. Dopiero wróciłam do domu, bo byłam w pracy 12 godz :/a potem kolacja z Serbami i mam śrubę po jedym piwe.
Mamo napisz mi smsa o której godzinie się urodziłam, bo Jelena ma mi spradzić drugi znak horoskopu czy coś tam.
Buziaki
Chciałam tylko napisać, że na weekend jedziemy na wycieczkę ze Słowakami, wyjeżdżamy jutro rano, więc nie będzie mnie onlajn. Jedziemy do Curtea de Arges a jeśli za bardzo nie będzie sypało do może nawet dotrzemy do Poienari, prawdziweg zamku Drakulosa. Przynajmniej jakiś ciekawy post będzie.
Muszę kończyć, bo mi bateria pada. Dopiero wróciłam do domu, bo byłam w pracy 12 godz :/a potem kolacja z Serbami i mam śrubę po jedym piwe.
Mamo napisz mi smsa o której godzinie się urodziłam, bo Jelena ma mi spradzić drugi znak horoskopu czy coś tam.
Buziaki
poniedziałek, 6 grudnia 2010
Koniec pewnego etapu w moim życiu
Nie widzę na oczy, mam wygięty kregosłup i nie mogę go wyprostować, siniaki na kolanach i łokciach, ale juz niedługo...juz jutro po wracam do świata wirtualnego. Muszę poprosić Tycka, zeby gdzieś schował drugie pudełko,które pozyczyłam od Ivy. Poza tym odwiedził nas święty mikołaj dziś i przyniósł śliczny imbryk z chińskiej porcelany, prosto z Chin, dużo czekolady i rogi reniferów.
I jeszcze grzechotki przyniósł, takie cudne, może się kiedyś przydadzą, chyba Mikołaj po prostu nie mógł się oprzeć :)
A na koniec dodam, ze zegnamy sie z literka z z kropką na moim blogu, bo za kazdym razem jak wpisuje "alt z" kasuje się ostatnio napisane zdanie. Żegnaj ż (teraz się udało, ale po kilku próbach).
I jeszcze grzechotki przyniósł, takie cudne, może się kiedyś przydadzą, chyba Mikołaj po prostu nie mógł się oprzeć :)
A na koniec dodam, ze zegnamy sie z literka z z kropką na moim blogu, bo za kazdym razem jak wpisuje "alt z" kasuje się ostatnio napisane zdanie. Żegnaj ż (teraz się udało, ale po kilku próbach).
niedziela, 5 grudnia 2010
Nie chce mi się pisać bloga, bo puzle, które układałam cały dzień odebrały mi energię. Cały dzień spędziłam, żeby ułożyć to dziadostwo i nawet nie poczułam jak minęło 10 godzin!!! I w dodatku nie skończyłam i jestem na siebie zła, że zmarnowałam tyle czasu... 10 godzin, w których mogłam spać, odpoczywać i relaksować mój kręgosłup. Poza tym poprzednie zdanie napisałam właśnie 5 raz, bo 4 razy się skasowało, więc nie piszę nic więcej, bo jak robię alt+z kasuje mi sie kilka słów i naprawdę zaczyn mnie to wkurzać. Ble w ogóle ten czas tak szybko leci w weekend, że naprawdę nie chce mi się iść do tej cholernej roboty jutro i siedzieć kolejne 12 godzin. A poza tym nie ma tu śniegu tylko leje deszcz i jest szaro i buro. I ja chce do domu prawdziwego mojego, nie chce mi się siedzieć już w tym Bukareszcie i jak słyszę rumuński, to mam ochotę rozwalić telewizor. Chyba mam jakiś mały kryzys, a może to puzle?A może wątróbka, kabanos albo śnieg idzie?idę.
Teraz sprawdziłam, nie śnieg...W środę ma być 11 stopni tu, w Sibynie 15:) Dobrze, bo chcemy jechać na wycieczkę w weekend.
Juto wyjdę o 5 z pracy i będę pisać bloga.I skończę puzzle...
Teraz sprawdziłam, nie śnieg...W środę ma być 11 stopni tu, w Sibynie 15:) Dobrze, bo chcemy jechać na wycieczkę w weekend.
Juto wyjdę o 5 z pracy i będę pisać bloga.I skończę puzzle...
Subskrybuj:
Posty (Atom)