sobota, 30 lipca 2011
Sobota
Wiec dzis bede sobie sprzatac, gotowac, lezec, sluchac muzyki, a wieczorem pojdziemy do parku, bo gra Buena Vista Social Club, ale juz nie ma biletow, wiec bedziemy sluchac zza bramki :)
Na zdjeciu ja i moja dieta odkwaszajaca.
piątek, 29 lipca 2011
Kino Scala
poniedziałek, 25 lipca 2011
Kwas
niestety Tycek sie zakwasza i nie chce o diecie alkaliczniej sluchac i czytac. A pomidory maja tu tak pyszne jak u nas 20 lat temu, slodziutkie i pachnace i za 2 zl kilo, i mozna same je jesc albo dac na chleb z maselkiem i starczy. koniec.
sobota, 23 lipca 2011
poniedziałek, 18 lipca 2011
Dacia Trip IV
Pestera to po rumunsku jaskinia, i faktycznie pisali, ze w Pesterze piekna jaskinia, wiec po sniadaniu sie postanowilismy wybrac do tej pieknej jaskini...Po 2 godzinach dotarlismy do Magury, wsi w ktorej bylismy na urodziny moje, ale jaskini nie znalezlismy niestety, wiec musielismy tym razem odpuscic, bo nasz napiety plan nie pozwalal na dalsza zwloke.
Szybko przejechalismy przez Rasnov, Poiane Brasov a na koncu Brasov, zeby jeszcze zanim zrobi sie ciemno dotrzec do zamku w Fagaras. Oto nasi towarzysze podrozy i Brasov w tle. A nizej zamek w Fogarasach.
Po drodze mijalismy mnostwo wiosek, ze starymi waryownymi kosciolami, w ktorych jedyny pojazd to woz z koniem i ma sie wrazenie, ze czas zastrzymal sie w miejscu kilkaset lat temu.
Pod wieczor nareszcie dotarlismy do mojego ukochanego miejsca - Sighisoary, a tam szybko na spacer, zeby zwiedzic zanim sie sciemni, a potem szybko cos zjesc, bo umieralismy z glodu, a potem szybko do pensjonatu ubrac sie, i znow szybko na zwiedzanie miasteczka noca, zanim padniemy ze zmeczenia, bo rano trzeba bylo wyruszyc wczensnie, bo mielismy w planie trase Transfogarska.
W niedziele caly dzien spedzilismy w trasie na trase transfogarska i na trasie transfogarskiej i wracajac z trasy transfogarskiej do Bukaresztu. W sumie udało nam sie zobaczc Sinaie, Bran, troszke Brasov, Pestere, Magure, Fogaras, Sighisoare i Fogarasze. Zrobilismy ok. 800 km i co najwazniejsze Dacia dala radę! brawo!
A tu będzie post o wizycie Marka i zwiedzaniu pałacu Caucescu
W sobote zrobilismy impreze na mieszkaniu i zrobilo sie bardzo srodkowoeuropejsko, oprocz Polakow byly 2 Slowaczki, Wegrzy, kilka Rumunow. Pod koniec imprezy zapanowal nastroj polak-slowak-wegier-rumun dwa bratanki, bo udalo nam sie oproznic zubrowke, zoladkowa gorzka, borowiczke, troche slowackiej gruszkowki oraz troche uzo. Nadal w naszym barku lezakuja metaksa, jim beam, uzo, borowiczka, rakija gruszkowka. Swiadczy to jedynie o tym, ze jestesmy prawdziwymi partiotami i pijemy tylko polska wodke. I jest kryptoreklama, gdyby ktorys z naszych znajomych pijakow chcial sie wybrac w odwiedziny:)
Wracajac do Marka, na pewno bedzie zawsze wspominal niezapomniany weekend w Buku, tymbardziej, ze biedak musial wyjechac na kilka miesiescy do brzydkiej, brudnej Lozanny i to zaraz po opuszczeniu naszego pieknego Bukaresztu...
Slanic
Na weekend pojechalismy z Mada i Oktawem i jej bratem do Slanic,czyli taka wiocha, z jeziorem solonym, ktore bylo zbyt slone dla mych swiezo ogolonych nog, ze po 5 minutach plywania i cierpienia moje kapiele solne musialy sie zakonczyc. Chłopaki zażyli jeszcze smierdzących kąpieli błotnych, może i pomagają one na skóre, ale na jej zapach wrecz przeciwnie. Z Buku wyjechalismy o 6 rano, na miejscu bylismy po 8, wiec po 4 godzinach plazowania w cieniu zebralismy sie stamtad, zeby poszukac jakiegos nocleg... ha, wydawalo sie tak banalnie proste...
Po 7 godzinach, w ciagu ktorych objechalismy kazda wioske wokolo i pytalismy kazdego czlowieka napotkanego o kazare, czyli zakwaterowanie, udalo nam sie w koncu znalezc obskorny osrodek i pensjonat z domkami. Ja mialam w miedzyczasie niedocukrzenie,bo z tej calej afery zapomnialam, ze nie jadlam nic od 6 rano i jak sobie to uswiadomilam, to prawie zemdlalam, bardziej z szoku, ze jestem w stanie tak dlugo nie jesc, zawsze wydawalo mi sie to nie osiagalne. Wracajac do noclegu, to zgodzilismy sie zaplacic 50 od osoby, ze sniadaniem (jak sie okazalo potem skladalo sie z 2 plasterkow szynki,kawaleczka pomidora,chleba i kawy parzonki). Nie przeszkodzilo nam tez to, odbywalo sie tam wesele, a ogród wyglądał tak:
Najwazniejsze, ze lozka byly i lazienki z ciepla woda, a jeden pan,ktory zajmowal sie w sumie nie wiem czym, zbil nam nawet stol, na ktorym moglismy pograc w remika (tego bez kart) i whista.W niedziele, w planie byla kopalnia soli,ale zniechecily nas ponad 2 godzinne kolejki ,wiec pojechalismy na jakas polane, gdzie ja oddalam sie wypijaniu piwa, czytaniu zwierciadla i odganianiu od siebie,os,pszczol, mrowek i innych gadow, a reszta grala w whista.
Jesli ktos bierze pod uwage wycieczke do Slanic, to odradzam, lepiej pojechac po raz 10 do Sigishoary, albo do Wieliczki :P
Aha,dodam jeszcze, ze w wiosce Valenii de Munte (czyli, w wolnym tlumaczeniu Walenie w górach), gdzie znalezlismy nocleg, byl tez Lidl i kupilam piekne, mieciutkie przescieradlo, pieczywo chrupkie i 2 worki zelek Harribo na przecenie.