środa, 8 czerwca 2011

Apdejt

Mam czas az rozladuje mi sie laptop, bo potem ide do lozka sie kurowac, mam angine i strasznie sie czuje, strasznie slabo, wyszlam z pracy o 6, bo bylam wycienczona. poloze sie wczesnie spac, moze do jutra przejdzie, jak nie to znow bede odwiedzac rumunskich lekarzy. czuje sie jakbym miala 40 stopni goraczki, bo poce sie i jest mi goraca, ale sprawdzalam i mam 36, wiec jak zwykle moj super organizm sie super broni przed choroba, ze nawet goraczki nie potrafi zrobic... Chociaz robilam wczoraj badanie krwi, i oprocz kilku wskaznikow, ktorych nie umiem zinterpretowac jest spoko.

Dzis dostalam dobre wiesci w pracy, okazalo sie, ze jak przechodze na lokalny rumunski kontrakt, musza zaplacic mi za 2 pierwsze miesiace mieszkania i za 200 lekcji jezyka, wiec super sie sklada, ze nie musimy narazie mieszkania szukac, bo do dzis mielismy przerazajaca perspektywe znalezienia mieszkania w dwa tygodnie i przeprowadzki w ciagu tygodnia. wiec w weekend moge sie w spokoju kurowac, chociaz ciezko, bo za oknem 30 stopni, a nasze mieszkanie w ciagu dnia nagrzewa sie do 40stu i bez klimy nie da sie zasnac, i pewnie z tego znow to gardlo... a moze jeszcze po wyczerpujacym weekendzie, czyli rumunskim weselu Madaliny i Oktava.

Wesele bylo w Mamai, nad morzem, wiec w sobote musielismy sie wybrac tam pociagiem o 7 rano, wic pobudka o 6 a do polnocy bylo prasowanie i pakowanie. Pociag, ktory nad morze powinien jechac 3 godziny, zatrzymal sie jakies 20km za Bukaresztem w polu, i co chwile informowali nas, ze za 10 min. ruszy... Po 3 godzinach w koncu ruszyl, wiec w Mamai bylismy na 15 ta a nie jak planowalismy na 11ta. Potem okazalo sie, z ktos ukradl instalacje elektryczne :P i musieli zmienic silnik z elektrycznego na diesel, zeby w ogole mogl jechac. Zreszta nie tylko nasz, pozostale pociagi na trasie Bukareszt - Constanta tez byly zablokowane. Dzieki bogu nasz mial klime, ja mialam ksiazke (2 czesc millenium) i banany, a Tycek szlugi i dwie dziewczny do rozmowy - Alex i Lenus, ktore tez jechaly z nami na wesele i tak ja ja byly druhnami.

Po zalogowaniu sie w hotelu, mielismy pol godziny, zeby sie przygotowac na wesele, bo o 16 musielismy jechac w miejsce z ktorego Madaline odbiera Oktav. Bylo fajnie rumunsko, z akordeonem, saksofonem, winem i spiewem :) Stamtad pojechalismy do kosciola. Slub ortodoksow jest calkiem inny niz nasz, bardziej interaktywny i bezstresowy. Trzech prezbiterow biega dookolo oltarza i pary mlode, ktora ma 2 pary swiadkow, jedni musza byc swiezym malzenstwem. Ksieza nie mowia, caly czas spiewaja, a wtoruje im chorek ukryty gdzies na gorze, caly czas jeden z nich wychodzi i ma jakas role do odspiewania, wszystko robi sie 3 razy (troche jak w Dniu Swira, tylko 3 zamiast 7), caluje krzyz, pije wino, itd. Na koncu wszyscy: para mloda, 2 pary swiadkow, 3 ksiezy za rece tanczy wokol oltarza. Ceremonia trwa mniej niz 30 minut i konczy sie nalozeniem koron na glowy mlodych i zalozeniem obraczek. W calym kosciele bylo max. 20 osob, na przyjecie przyszlo 200.

Przyjecie w hotelowej restauracji dosc standardowe, oprocz tego, ze jako druhna musialam przypinac male sztuczne kwiatki wszystkim nowo przybylym gosciom, co bylo dosc stresujace, bo ciezko przypiac to dziadostwo gruba szpila nie robiac szkody na ubraniu, wiec mozecie sobie wyobrazic spojrzenia pan ubrane w swoje najlepsze kreacje tiulowe czy inne blyszczace piekne stroje... Z facetami szlo latwiej, chociaz przy 150 gosciu mialam kryzys, bo wiedzialam, ze wiekszosc podchodzi do stolow i kwiatki odpina...

Jak zwykle wesele minelo mi na jedzeniu, troche tanczeniu, ale tylko troche klotniach z Tyckiem o nic (to juz chyba tradycja), i odliczaniu czasu do kiedy bedzie mozna wyjsc i mlodzi nie obraza sie, ze za wczesnie wychodzimy.
Jednym z plusow rumunskiego wesela jest to, ze zaczyna sie kolo 22giej, wiec czas mija dosc szybko. Kolejnym jest to, ze wszyscy sie bawia; maja jakis swoje regionalne tance, ktore wszyscy tancza w kolku, albo w rzedzie, i to jest dosyc kul, nawet udalo mi sie podlapac kilka krokow.
Istnieje tez cos takiego jak porwanie panny mlodej (Mada zostala porwana na sasiednia impreze, gdzie pila wodke), po czym pan mlody musi ja wykupic, udalo sie to zrobic po jakies godzinie (wtedy sie skapnal, ze jego zony nie ma) i za butelke Jim Beama, niestety nie zgodzil sie zaspiewac.
Jeszcze jedna taka roznica, ktora chyba najbardziej odroznia nasze wesela od tubylcow - nie ma WODKI!! Wiec mozna pic wino i ewentualnie whisky, nie jest moze to najlepsza mieszanka, najlepszym przykladem byl Tycek na nastepny dzien :P

W tym samym hotelu odbywala sie impreza dla pracownikow Royal Bank of Scotland - impreza przebierancowa na 500 osob, wiec od czasu do czasu ktos przypeletal sie na nasza, zeby zatanczyc jakas lokalna piosnke. O czym nie wspomialam, to orkiestra grajaca tradycyjna muzyke ludowa, wybrana przez ojca pana mlodego, jak sie okazalo na nastepny dzien, posiada on ukryte talenty i niespelnione marzenie zostania wokalista takiego zespolu.

Wiec nastepny dzien, jak nakazuje tradycja spedzilismy u rodzicow pana mlodego. Jedzac zupe, karczek z grila, pijac biale wino z woda mineralna. Niby najblizsza rodzina, ale jakims cudem znalezlismy sie tam tez my i wszyscy znajomi Mady i Oktava. Najfajniejsza byla babiczka, na oko po 90tce, ktora na moich oczach wyloila 3 szklanki whisky, poprawila szklanka (!) palinki, czyli naszej sliwowicy, a na koniec do obiadu serwowala sobie wino z woda w proporcjach 90/10. babiczka byla czadowa i wygladala jak Izyk, ten z Wrocka :)

Uplynelo troche wina jak z domu powynoszone rozne instrumenty: akordeon, organy, cos co nie wiem jak nazwac, ale wygladalo na 100 lat, mikrofony i skrzypce. Wtedy poprawiny zaczely sie na dobre, wszyscy grali, tanczyli, spiewali, ale ja juz mialam lekki przesyt tym folklorem i szukalam miejsca, zeby sobie na chwile odsapnac. I znalazlam jak poszlam do lazienki, okazalo sie, ze potrzebuja kogos, kto popilnuje rocznego siostrzenca Oktava - Dawida, jak jego mama pojdzie sobie w spokoju zjesc karczek. W pierwszej kolejnosci powachalam smierdzace nozki i bylam w niebie, uwielbiam ten smrodek malych syrek. Dawid najbardziej byl zainteresowany typowymi dla swojego wieku aktywnosciami, czyli otwieranie i zamykanie drzwi oraz lizanie butow od spodu. Po zabawie z Dawidkiem w koncu nadeszlo zbawienie, znalezli sie trzezwi lub przetrzezwieni kierowcy i pojechalismy na plaze.

Tam polezalam na kocu 2 godziny, poczytalam ksiazke i sledzilam przez jakis czas zabe, ktora fale wyrzucaly z morza na brzuch i z powrotem porywaly juz na plecach. Nie wiem jak biedaczka skonczyla, ale tempo miala niezle, wiec teraz moze jest juz nawet w Bulgarii, albo Turcji. Tycek ukrywal sie w cieniu na piwie w przyplazowej spelunce. Niestety spozycie sarmali (rumuskich golabkow) na weselu nie pozwolilo mi na pokazanie sie w stroju, a wlewane siodme poty na kangoo jumps jeszcze nie przyniosly oczekiwanych rezultatow, wiec pomoczylam nogi do kolan (morze bardzo cieple) i rozmarzylam sie, ze potrzebuje wakacji jak nigdy wczesniej. W koncu na plazy uzbieralo sie z 20 weselnikow wliczajac pare mloda i Dawidka smierdzaca stopke. Jednak trzeba bylo wracac do szarej rzeczywistosc, na szczescie w powrotna droge nie musielismy juz korzystac z uslug rumunskich koleji, zabrali nas Lenus i jej chlopak Bogdan swoja Dacia, ktorzy zreszta biora slub w pazdzierniku, ale na to juz nie jestesmy zaproszeni niestety... stety:]

Aha dodam jeszcze, ze na rumunskie wesele trzeba dac przynajmniej dwa razy tyle ile w Polsce, wiec ogolnie rozrywka tylko dla bogatych.

To by bylo chyba na tyle jesli chodzi o wesele. Zdjecia dorzuce jutro, bo zostawilam na dysku w pracy.

Dla tych ktorzy nie widza, odeszlam po 5 latach z Krakowa i zatrudniam sie od lipca w Rumunii, wiec powrot w pazdzierniku narazie odszedl na dalszy plan. z tego co widze nie jestem dobra w robieniu dalekosieznych planow, wiec odpuszcze sobie pisanie tego co bedzie za rok.
Moze wreszcie Praga ukochana najdrozsza?

1 komentarz:

  1. Ach Ilonko w końcu napisałas, bo już stęskniłam się za Tobą, przepadłaś dosłownie w rumunskich czeluściach. Bardzo dobrze że się wprawiasz w przaśnych weselach, bo jak kiedyś moje dojdzie do skutku (Marcin planuje na 2013, ale przy naszej gospodarności to pewnei 2033,) to będziesz stara wyga. A może Tycek zagra na akordeonie?
    Na wakacje polecamy się my i Węgry, i pewnie coś tam o Rumunię zahaczymy, bierzemy namioty i ruszamy w dzikie strony.
    Zapomniałam że to nie mejl tylko komentarz do TWOJEGO bloga, więc kończąc, wspomnę jeszcze, że to super ze macie więcej czasu na szukanie mieszkania i że opanujesz rumunski do perfekcji.
    Przy okazji tu są dwie takie małe śmierdzące stopy, których dawno nie widziałaś to do zobaczenia na przełomie sierpnia i września!!!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...