Tym razem w planie był Sybin i Sighisoara. W piątek poszliśmy na koncert the Wailers - super, szkoda tylko, że bez Marleya, bo brakowało bardzo, chórki też jakieś niemrawe, ale wokaliści super. Support też ekstra rumuński zespoł El Negro no i miejsce, gdzie odbywał się koncert - Arenele Romane,też fajne. Jak znajdę kabel do komórki to załaduję jakieś zdjęcia.
W sobotę o 5 rano pobudka, bo musielismy złapać autobus do Sibu o 6.30, cudem znalazły się dwa miejsca, bo wszystkie inne były zarezerowane. Szwagropol to nie byłm ogólnie autobus w stanie rozsypki - jak wielkiej okazało się na trasie, gdzie kierowca zatrzymywał się prawie co pół godziny w niewiadomym dla nas celu, być może dolewał wody do chłodnicy, może czekał aż się silnik ostudzi, nie wiem, w każdym razie po sześciu godzinach integrującej wycieczki autobusem byliśmy w Sibiu. Miasteczko czyste, ciche i zadbane - w 2007 roku był Europejską Stolicą Kultury. Zakochałam się, może dlatego, że starówka bardzo przypominała mi Pragę. Przez dwa dni spacerowaliśmy po mieście, odwiedzaliśmy muzea i kościoły i jedliśmy regionalne jedzonko, jak na prawdziwych emerytów przystało.
W poniedziałek rano wyruszliśmy pociągiem do Sighişoary, najbardziej magicznego miejsca w Rumunii - ufortyfikowany średniowieczny gród. Trzeba tam być, żeby poczuć klimat, szczególnie spacerując po cytadeli nocą.
Po prawej na zdjęciu nasz pensjonacik, jak widać lokalizacja ujdzie :P i piękne pokoje i pani, która go prowadzi bardzo pomocna i robi pyszne śniadania.
Pomogła nam w negocjacjach z taksówkarzem, bo niestety nie było innej opcji dostania się do Biertanu, czyli wioski wpisanej na listę Unesco, w środku której znajduje się XV kościół warowny. O Biertanie raczej się nie wspomina, ale naprawdę warto było tam jechać - pan taksówkarz poczekał na nas godzinę aż wszystko zobaczmy (nawet zaliczyliśmy koncert organowy w kościele) a na koniec zabrał nas jeszcze do rezerwatu Breite, gdzie mają ponad 800 letnie dęby, które wyglądają jak z bajki albo z władcy pierścieni jak kto woli. Kozy też fajne były tam.
A to Biertan, ale niestety nie moje zdjęcie: http://www.trekearth.com/gallery/Europe/Romania/West/Alba/photo872783.htm
Po powrocie zwiedziliśmy jeszcze muzeum w Sighiszoarze, Tyckowi się oczy zaświeciły na widok makiety średniowiecznego grodu. Ja miałam swoją atrakcję robiąc zdjęcie figurki z zegara, za co groziła kara 2000 lei, ale warto było, ach ta adrenalina...
W środę rano w drodze powrotej postanowiliśmy zahaczyć jeszcze o Sinaię, bo ostatnio nie zdążyliśmy zwiedzić zamku Peles w środku. Tym razem się udało, czegoś takiego nie widziałam w życiu, no może pałac Dolmabahce robi podobne wrażenie, ale jest to coś co naprawdę trzeba zobaczyć będąc w Rumunii - już w XIX wieku mieli tam centralne odkurzarze i toalety ze spłukiwaniem wow! haha Mama miała rację :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz