Wróciłam z pracy ze łzami w oczach, bo zimno i paskudnie i brzuch bolał i myślałam, że bierze mnie grypsko jakieś paskudne i w ogóle jesienna deprecha. Ale pierwszy raz od kilku miesięcy weszłam do wanny z gorącą wodą i pianą i wyleżałam się 10 minut aż mi się zrobiło słabo od tego gorąca.
I teraz jestem tak zrelaksowana jak po masażu całego ciała w spa :)
Poza tym bardzo dobre wieści - Tycek zrobił wirelesa w mieszkaniu, więc koniec z naszym ulubionym 4 metrowym kablem niebieskim, który towarzyszył nam od kilku miesiący i o który nieraz przelewaliśmy własną krew.
Poza tym zjadłam pstrąga z natką pietruszki i zaraz idę robić brzuszki.
Wczoraj byliśmy na kolacji pożegnalnej z Agą - zamówiłyśmy sobie dzbaneczek winka i troszkę nam się zakręciło w głowach, Agnieszce tak, że niechcący wylała wino na Włocha siedzącego obok. Włoch nie mógł pogodzić się z faktem, że jego piękne wypasione kremowe włoskie spodnie mają plamę wielkośći 50 groszówki i to w dodatku z wina za 24 leje za litr hehe (ale smaczne)i do końca naszej kolacji rzucał nam spojrzenia zbitego psa, pewnie oczekiwał, że mu zaoferujemy zwrot kosztów za czyszczenie, ale niedoczekanie...Wieśniak...
No i niestety Aga wyjechała, dziś już będzie w domku w Polsce a w niedziele wyrusza na podbój Barcelony, więc jedyne co nam pozostaje biednym Rumunon, to czekać na tanie połączenia z Buku do Barcelony i czytanie nowego bloga Agi - tym razem ma być otwarty, więc będę zamieszczać link, jakby ktoś chciał poczytać o Barcelonie dla odmiany.
Gratuluję wirelessa :)
OdpowiedzUsuńJuż jestem w domu... nie obyło się bez przygód, bo Rumunia oczywiście nie mogła mnie pożegnać bezproblemowo, ale o tym napiszę jakiegoś posta.
pozdrawiam i mam nadzieję, że się jakoś zobaczymy w BCN